Odsłon: 695

    Podczas porannej krzątaniny moje myśli krążyły wokół sensu modlitwy za wroga i za jego złe czyny. Nagłe olśnienie: przecież później mu to pokażą. "On będzie tłumaczył się jakim był i dowie się, że ty modliłeś się za niego...był zły, a ty to odmieniłeś."

   Zobacz nasze zaćmienie, bo tak właśnie było ze mną. Efekt przyniosły -  wieloletnie wołania do Boga - mojej żony i pacjentek, które zamawiały za mnie Mszę św. w różnych Sanktuariach.

   Przypomniało mi się wewnętrzne postanowienie pójścia za Jezusem...nawet zgnicie dla Niego w lochu. Później zapomniałem o tym...życie biegło, przyszły próby, które wykazały moją marność i tak zostało.

   Pomyślałem o tych, którzy pragną pisać o Panu Jezusie, a ilu jest wśród nich lekarzy? Przypuszczam, że bardzo mało. Może ja mam takie zadanie jako lekarz...pisać o Zbawicielu? W jaki sposób mam to robić? Czy to mają być krótkie opowiastki? Nie wiem, nie mam pojęcia...

   Dzisiaj, gdy to przepisuję (23 czerwca 2018) szczerze śmieję się, bo do tego dnia przyprowadził mnie Duch Święty, ponieważ kręciłem się z edycją innych zapisów i nic nie wychodziło. Przeżegnałem się i poprosiłem Boga Ducha Świętego. W ten sposób 23 czerwca trafiłem na dzień ojca ziemskiego...

   Myśli pobiegły w kierunku wierności. Są ludzie, którzy do końca nie wiedzą komu i czemu służą. Spójrz na ich wierność...popatrz z jaką radością wewnętrzną wykonują swoje zadanie. Myśl pobiegała do moich pacjentów.

   Jeden z nich umierał z powodu raka, ale zrywał się na rozkaz, gdy przechodziłem (inwigilacja)! Inny podobnie, też bardzo cierpiał, byłem jego częstym gościem. Po poprawie natychmiast wrócił do swojego zadania, bo najważniejsze było bezpieczeństwo PRL-u, a ja stanowiłem zagrożenie. Nie miałem dywizji, nawet nie umiałem robić bomb w warunkach domowych.

    Dlaczego piszę o tym? Dlatego, że od takich - muszą uczyć się wierności - słudzy Boga Objawionego, w Trójcy Jedynego. 

     Na korytarzu oddziału wewnętrznego zaczepia mnie ciężko chora i mówi;

   Szum, rozgardiasz, duszno, ciężko, zmiana pogody, senność...a na moim łóżku lekarskim leży pacjentka czekająca na poprawę. Położyłem się na leżance w gabinecie zabiegowym w towarzystwie krzątającego się personelu...i tak było mi dobrze. Drzemka trwała 5 minut i znowu byłem gotowy do pracy.

   Włączyłem kasetę z nagranymi pieśniami z Mszy św. radiowej...i stała się cisza! W tej ciszy zacząłem wołać w sercu:

   „Niech cała ziemia śpiewa Panu swemu swemu!

    Raduj się w sercu, bo Pan jest blisko...bo Pan jest dobry.

    Pan Jezus ujawnił sens naszego istnienia...sens mojego i twojego życia. Pan jest pośród nas.

    Jego miłość jest większa niż zło czynione przez ludzkość. Musimy być mocni w tej miłości…

                                                                                                                                  APeeL