Odsłon: 617

   Jakże piękny jest każdy dzień mojego życia. Po wczorajszej pustce duchowej z zesłabnięciem ciała...dzisiaj poczułem się nowo narodzonym. To zarazem przekłada się na chęć do pracy na Poletku Pana Boga.

    Musisz zrozumieć i uwierzyć, bo nawet mój proboszcz wahał się i nadal nie może potwierdzić mojej łaski, ale zaczyna mówić o mistyce. Cóż dziwić się kolegom z Izby Lekarskiej, a szczególnie psychiatrom-ateistom dla których nadprzyrodzoność to czarna magia.

    Jeżeli piszę, że jestem wiedzący to wrogowie wiary zarzucają manię wielkości. W takim razie „Dzienniczek” s. Faustyny to urojenie i wielkie mniemanie o sobie ze wskazywaniem na bezpośrednie kontakty z Panem Jezusem.

    To samo Żydzi zarzucali Panu Jezusowi i dalej tkwią w tym, że z Nazaretu nie może  pochodzić nic dobrego...to syn cieśli, 30 lat nie ma, a był wcześniej niż Mojżesz. Nawet Piotra i innych Apostołów uważano za tych, którym pomieszało się w głowie, bo chodzą za Panem Jezusem zamiast łowić ryby i robić to, do czego zostali stworzeni.

    Ty, który to czytasz musisz zrozumieć, że nie trafiłeś na ważniaka, bo wybranie przez Boga oznacza krzyż...krzyż ujrzenia zguby większości lub wielkich kłopotów. Nawet z mojego bloku bezskutecznie zapraszam do Domu Boga: od gasnącego w oczach poprzez starego komunistę do żony policjanta.

   Do wielu nie miałbym odwagi zagadać. Tak jest też z Bogiem Ojcem...tego zaprasza, tego wzywa, a garstkę wybiera. Wielu nie może pojąć, że wykształcony lekarz zaczyna chodzić do kościoła i „wciąż mówić o tym samym” (wg trzech moich cudzołożących sióstr, a dwie z nich nie mają przeszkód w otrzymaniu sakramentu małżeństwa).

    Na tym tle z blogu Jacka Kowalczyka (listy-ateisty) zacytuje tylko kilka zdań dyskutantów: ja jestem wierzącym harcownikiem i powtarzam mantry, bo istnienia Boga nie można udowodni eksperymentalnie. Dziwne, że oszukani nie piszą o Szatanie...nawet nie wiedzą, że są opętani intelektualnie i nie wspominają o innych religiach tylko o prawdziwej.

   Ważniejszy ode mnie jest prof. Kołakowski stwierdził, że Bóg zmyl się w nim 60 lat wstecz i nigdy nie doświadczył w sobie obecności Boga Ojca. „Nigdy nie objawił mi się Bóg, który, jako wszechobecny, jest niby wszędzie /../ Gadam, rzecz jasna, o religii, /../ ale teraz to tylko zwykły temat poznawczy i prywatne śledztwo w sprawie oszustwa”. Bóg Jahwe i udający Jego Syna Pan Jezus to wymyślony spektakl. Profesor Joanna Senyszyn wyraża to w dwóch słowach: „taca i kasa”.

   Z tego wynika, że moje codzienne Msze św. od 30 lat to wynik oszusta. Spróbuj iść do kościoła codziennie przez 7-10 dni i to na 6.30, gdy pragniesz snu. Pan Bóg słusznie wybrał pokerzystę, a wiesz jak to jest z podobnymi.

    W dalszym bełkocie opętany na tym blogu Pomocek wymiotuje od Szatana porównując Deus Abba do wymyślonych bożków, których ludzkość nigdy nie doświadczyła...podobnie jak baby-jagi, krasnoludki, wilkołaki, trolle.

    Dlaczego tak zacząłem tę intencję? Na tym tle chce pokazać ciemnogród, który nie wstydzi się krzyża (opiekuję się „moim” od 30 lat), a teraz w oczekiwaniu na nabożeństwo majowe uwagę zwróciła młoda i piękna pani, która pocałowała k r z y ż przed kościołem.

   Pomyślałem o intencji modlitewnej, bo: „krzyż mój całuję, krzyża się nie wstydzę”. Może to będzie intencja: za tych, którzy nie wstydzą się Boga i wiary. W tym czasie zły kusił, aby zebrać wszystkie cechy jasnogrodzian (wiara w wielki wybuch, ewolucja, itd.), okradzeniem mnie przez rodzinkę, oraz krzywdę zawodową...

    Na nabożeństwie majowym klęczałem i tak było mi dobrze. Wszystkie zawołania do Matki Bożej wpadały w moje serce, ale zwróciło uwagę "Wspomożycielko wiernych". Po błogosławieństwie Monstrancją patrzył z oddali Pan Jezus Miłosierny, figura Zbawiciela z Sercem oraz krzyżyk na piersi s. Faustynki. Szkoda mi, bo zgubiłem taki sam, a wiele lat towarzyszył mi w modlitwach...

    Eucharystia sprawiała przewagę duszy, rozmawiałem ze znajomą, aby spełnić moje pragnienie, a Pan dał mi wielkie książek, które ktoś zostawił w tym O. Pio i Glorię Polo „Trafiona przez piorun”.

    Wyszedłem na modlitwę. Nie znałem dokładnej intencji. Po drodze zagadałem sąsiada w oknie, ponieważ gaśnie, a ja chcę zawieźć go do kościoła. Odpowiedział, ze: „ja nie wstydzę się Boga”. Prawie chciałem krzyknąć, bo sprecyzował i potwierdził intencję modlitewną tego dnia, która umożliwiła mi odmówienie całej mojej modlitwy i to w wielkiej żarliwości…

                                                                                                                                        APeeL