Odsłon: 687

   Jakże Bóg zadziwia każdego dnia. Jak nigdy udało się opracować i edytować 8 dni dziennika. To wielką radość, bo "upływa szybko życie", a wiedz, że mam już dodane 15 lat! Ktoś powie; jak to dodane?...przecież pan żyje i nad czym tu deliberować. 

    Dałem tylko dwa przykłady nadprzyrodzonej pomocy...nawet w opracowywaniu moich przeżyć, ale to jeszcze nie koniec. Idź za mną, a zobaczysz jak odczytuje się Wolę Boga Ojca...w tak małej sprawie jak intencja modlitewna danego dnia. Przenieś to na decyzje życiowe każdego z nas, naszych rodzin, społeczności, państwa i świata.

   Jakby na znak trafiłem do jubilera, gdzie chciałem kupić mały krzyżyk, a Pan dał mi za darmo pasujący do mojej ręki...z drzewa oliwnego rosnącego na Ziemi Świętej (ktoś zostawił "dla mnie" w kościele).

   Niewierzący lub nie daj Boże kolega psychiatra złapie się za głowę, bo to samo słyszy od "nawiedzonych", to oznacza; bzikowatych, durnowatych, głupich jak but z lewej nogi, kopniętych, itd.! Ja z góry stwierdzam, że takim właśnie jestem. A jakiego bzika mają uważający, że wszystko powstało z wielkiego wybuchu i ewolucji z naszym niemiłym przodkiem (małpą)?

   Wielu takich można określić "małpami ludzkimi", co obraża małpy, którym aborcja nawet nie przejdzie przez łby! To odskok w temacie czyli chorobliwa wielowątkowość. Psychiatra trzyma się tylko jednego wątku. Lubię też żarty, w tym głupie...

    Tak się stało, że - podczas przepisywania dziennika z 1992 r. wróciły wspomnienia "starych czasów". Skąd miałem zdrowie do zapisywania wszystkiego? Wiem, że było to prowadzenie przez stronę Bożą, bo ciekawe jest dochodzenie do wiary neopoganina.

   Św. Paweł w swoim liście (Kol 2, 6-15) zalecił, abyśmy trwali w wierze "pełni wdzięczności", a zarazem mieli świadomość zwiedzenia przez filozofię "będącą wierutnym oszustwem". Nic nie oznacza obrzezanie z ludzkiej ręki, ale obrzezanie Boże polegające na całkowitym wyzbyciu się grzesznego ciała! Przetłumaczyłem jego słowa, bo normalny człowiek nie przebrnie tego.

    Dzisiaj wyjątkowo stałem przy drzwiach świątyni, a przez to - na tablicy sióstr zakonnych - wzrok zatrzymało słowo; w d z i ę c z n o ś ć!  W tym samym momencie kapłan poprosił, abyśmy za wszystko dziękowali Bogu. Nawet pomyślałem, że jest to intencja, ale miałem już taką. Właśnie pragnący spowiedzi szukał kapłana i wyszedł rozczarowany. Każdą łaskę Boga zrozumiesz, gdy zabiorą.

   Eucharystia utrzymywała się w ustach jak woalka, a później zwinęła w kwiat i rozpuściła się. Podczas zapisywania tych przeżyć mam łzy w oczach, bo moją łaską jest ewangelizacja. Właśnie pod kościołem poprosiłem małżeństwo, aby ofiarowali Matce Bożej swoje cierpienie z prośbą o dalsze prowadzenie. Nazywamy to uświęceniem cierpienia.

    Pocieszyłem chorego na wózku, że po śmierci będzie miał większą radość od innych, bo nasze dusze są całe, a różni je tylko różny poziom świętości (promieniujące) i grzeszności (ciemne aż do czarnych - potępionych). Dodatkowo dałem przykład urodzonego bez rąk i nóg, który z żoną przyjął swój los...

    Wskazuję na tzw. "duchowość zdarzeń", a dodatkowo zważ, że w dzisiejszej Ew (Łk 6,12-19) Pan Jezus wybrał spośród uczniów...dwunastu, których nazwał apostołami. Zobacz jak dojdę do intencji ostatecznej, bo mimo odmówionej modlitwy dziękczynnej nie znałem prawdziwej.

    W poszukiwaniu słowa wdzięczność trafiłem na stronę www.mojepowołanie.pl Serce zalała radość, bo mogłem ofiarować Bogu Ojcu moją modlitwę pełną wdzięczności, a trwało to w zjednaniu z Panem Jezusem ok. godziny. Na w/w stronie wskazałem na moją łaskę i dałem komentarz;

    "Państwa skupiliście się na odczytywaniu powołania, a "robisz krok przyjdź najpierw do Mnie"...mówi Pan Jezus. Oddając naszą wolę Bogu jesteśmy prowadzeni...tak ja teraz. Odczytywanie Woli Boga Ojca, a nie tylko powołania to droga do świętości...to dziecko trzymające się tatusia i mówiące zawsze "tak, tato".

                                                                                                                         APeeL

 

Aktualnie przepisane...

 

27.06.1992(s) Za wynagradzających bluźnierstwa przeciwko Matce Pana Jezusa...

    W środku nocy na stole w kuchni leżała książeczka żony "Tajemnica Szczęścia", gdzie na stronie tytułowej jest obraz Pana Jezusa rozciągniętego na krzyżu. Tam trafiłem na słowa: "Znaku jedności, rozdarty i umęczony"...to szczyt ludzkiego poniżenia! Wielkie współcierpienie ze Zbawicielem zalało serce, które może ukoić tylko poranna Msza Św.

    Poprosiłem o obudzenie, bo nie mogłem się ukoić. Zarazem zapisałem to świadectwo dla pragnących nawrócenia lub tych, którzy są na początku tej drogi!

    W tym czasie Zły atakował mnie niechęcią do Kościoła Świętego i Matki Bożej, przeszkadzał w modlitwach porannych wprost krzycząc: "Nie! Nie!" Popłynie "Anioł Pański" i "módl się za nami św. Boża Rodzicielko!"...także cz. radosna różańca z litanią do Niepokalanego Serca Maryi i prośbą, abym "zawsze żył blisko Serca Matki i Jej Syna".

    Wierz mi, że wróciła ufność Boża, pewność i radość życia...nawet życie prawdziwego człowieka (chodzi o ten moment). Każdemu życzę takiego szczęścia!

   W drodze na Msze Św. odmawiałem cz. chwalebną różańca i różaniec Pana Jezusa. Wiedz, że wówczas odmawiałem całe zestawy modlitw (w tym poranne i wieczorne). Nie miałem jeszcze mojej wymodlonej modlitwy, która opiera się na Bolesnej Męce Pana Jezusa (witryna).

    W kościele było kilka stałych osób; "Matko bądź dzisiaj ze mną." Podczas żegnania się wzrok padł na stację z Panem Jezusem na krzyżu, a w czytaniach były słowa Zbawiciela; "Oto Matka twoja, oto syn Twój!"

    Jakże trudno jest wyobrazić sobie scenę rozciągania i przybijania do krzyża z Podniesieniem obnażonego Pana Jezusa, Syna Boga Żywego w obecności kobiet i Matki Bożej! Czy może być większe poniżenie człowieka.

    Na ten moment Zły atakuje głupim wierszykiem z przyśpiewek ludowych naszego regionu;

"Ma wianeczek z boróweczek, wstaje rano do króweczek!

Ma wianeczek z prosa, lata zła jak osa!

Ma wianeczek z bobru, co kroczek to - brrru!"

    Przecież tak funkcjonuje nasze ciało i oddawanie gazów nie jest grzeszne! Prawie w złości odpowiadam; "cóż w tym złego?...ty książę zgnilizny najlepiej o tym wiesz i na to mnie nie nabierzesz!" Przy okazji przepłynęły obrazy moich grzechów.

   Eucharystię przyjąłem w intencji wynagradzającej Matce Bożej...za Jej obrażanie i wszelkie bluźnierstwa! Zarazem było to dziękczynienie za Jej Dobre i Miłosierne Serce. Pierwszy do Komunii Św. szedł niewidomy szukający drogi laską!

   Ten obraz dał mi wielką moc i pierwszy raz zrozumiałem, co oznacza zjednanie z Ciałem Duchowym Pana Jezusa. Szatan wie o tym i dlatego tak mało ludzi podchodzi do Komunii Św.! Zły nachalnie przeszkadza, a Kościół jest delikatny, a to wielu gubi...

    Prosiłem Matkę Jezusa o pomoc w dzisiejszej pracy niewolnika XXI wieku, bo pracuje w przychodni, a w tym czasie zastępuję na pełnym etacie ordynatora oddziału wewnętrznego i na dodatek dzisiaj od 15.00 mam dyżur w pogotowiu. 

   Zamęt trwał od 14.00 - 20.00...człowiek spocony, podenerwowany ludzkimi tragediami; umierającym z wodobrzuszem, sinym w duszności, trafiło się poparzone dzieciątko, gnijące rany nogi oraz upadek z dachu.

    Czy wiesz jaką otrzymałem pomoc? Przez 3 godziny była cisza i w tym czasie w oddziale (jeden budynek) przygotowałem trzy wypisy chorych, a to trwa. Szatan wie, że radość trzeba jakoś uczcić...napłynęła pokusa gry w karty z piciem wódki.

   Ja wiem, że właśnie dzisiaj nie wypada, a dodatkowo w garażu mam trzy butelki...przywiezienie ich to żaden problem. Wybawiła mnie poranna prośba do Matki Pana Jezusa, aby dzisiaj była ze mną. Właśnie zgłoszono trzy bardzo dalekie wyjazdy (zeszło do północy).

    W filmie padną słowa do zbrodniarza, że żyje wg praw ziemskich. Ja odebrałem, że Bóg Ojciec przypomina mi, że ja już żyję wg Prawa Bożego. Wielką wartość ma wszystko, co czynię w łączności z Panem Jezusem...trwają jednak długotrwałe nawyki ciała. Pan w Swojej Dobroci nie nakłada na mnie wielkiego jarzma...

                                                                                                                        APeeL

 

28.06.1992(n) Jestem synem Boga Ojca...

   Minęła północ, a my jednak "walimy" w pokera, ale to nie daje już zadowolenia...to kupka brudnych pieniędzy i strity, pary, trójki i fule! Dodatkowo, dzisiaj odczuwam wielką łączność z Bogiem Ojcem. Podczas gry zamykam oczy i wołam; "Ojcze!...Ojcze!...tak chciałbym usiąść teraz i pisać o Tobie"! Chwilkami serce ściskała tęskna miłość, a łzy kręciły się w oczach. Mija czas (drugi dar Boga)...2.00 i 3.00.

   Powinienem poświęcić go na prośby do Ojca za innych, bo wokół jest morze niewiary. Po grze nie można spać z powodu mar, a zrywają do szycia w ambulatorium i rano do dalekiego porodu.

    Płyną modlitwy poranne  "klepanie wciąż tego samego"... wg. św. Jehowy. W serce wpadają słowa o łączności mojej duszy z Bogiem Ojcem;

    "Źródłem czystej radości, a kochając Ciebie poznaję szczęście...wszystko ma sens, gdy pragnę bycia z Tobą, a także, gdy jestem z Tobą i we wszystkim szukam Ciebie. Muszę odpowiadać na Twoje wezwania i iść za Tobą." Po co kręcić się w kółko, szukać czegoś i błądzić, gdy droga jest prosta...trzeba wołać do naszego Taty!

    Teraz płaczemy z żoną przy kazaniu ks. Zawitkowskiego, który powiedział, że; "odrzucanie Pana Jezusa i Ojca...to droga na manowce!" Przed Mszą Św. o 12.00 w psalmie są słowa; "kim jestem dla Ciebie Ojcze mój, że tak mnie obdarzasz i prowadzisz?"

- Synem!

    Przepłynęła ludzkość, bracia i siostry, których obejmuje wszechogarniająca Miłość Pana Jezusa..."nie było miejsca dla Ciebie"! Tak też jest dzisiaj! Kapłan zaznaczył, że wielu jest powołanych, ale niewielu odpowiada.

    Pragnę pokropienia woda święconą i pierwszy raz w sercu odczuwam łaskę uczestniczenia w procesji dla Pana Jezusa...w wyobraźni idę z krzyżykiem trzymanym w górze. Wzrok ogarnął chorągwie; "Jezu ufam Tobie" i Józefa trzymającego Dzieciątko z aureolą wokół głowy. Łzy zalały oczy, ponieważ ujrzałem tam mojego syna, którego oddałem św. Józefowi pod opiekę...

    W czytaniach była mowa o powoływaniu uczniów...Eliasz nakrywa pracującego przy 12-nastu wołach. Te woły to moja codzienna "młócka" w przychodni. 

   Św. Paweł wspomniał o ciele i duszy (nie usłyszysz w KrK) oraz wolności i zniewoleniu. Dodam, że Wolność Prawdziwa to oddanie naszej wolnej woli Bogu ("bądź Wola Twoja"). Po Eucharystii podziękowałem Panu Jezusowi, bo tu i teraz jestem w Niebie na ziemi. Nie pojmie tego człowiek normalny.

     W pokoju zalewającym serce zaprosiłem Zbawiciela do mojego domu! Jeszcze wieczorem trwał miłosny zalew serca i wielki pokój. Zdziwiłem się, że syn rozmawia z córką, bo zawsze się kłócą...

                                                                                                                                    APeeL

 

29.06.1992(p) Zaprosiłem Pana Jezusa do pracy...

    Zerwały mnie koszmary senne, których nie ma sensu opisywać, a wzrok zatrzymały dwa słowa; "Szatan i kuszenia". Padłem na kolana i zawołałem; "Ojcze pobłogosław i pomóż w zakończeniu pracy w oddziale i przed urlopem...przyjmuję kuszenia w intencji syna"!

    W oddziale nie ma lekarza dyżurnego i można się poślizgnąć trafiając za kratki, które właśnie się śniły! Zbyt późno, aby jechać na Mszę Św. Muszę się spieszyć, a jeszcze nie wiedziałem, że czeka mnie dzień "szatański"!

    Już o 8.00 miałem niespodziankę; ciężko chorzy nie otrzymali antybiotyków, bo nie było! Pielęgniarka nie zadzwoniła do mnie, bo ktoś mówił, że; "u pana telefonu nie odbierają"! To wielka nieodpowiedzialność, a właściwie głupota.

    W żaden sposób nie mogłem pojąć jak czuje się taka pielęgniarka...jak może mieć w sercu pokój, gdy ciężko chorym nie daje leku i nie zawiadamia lekarza! Dzisiaj, gdy to przepisuję (11.09.2019) popłakałem się i zawołałem jak wówczas; "Panie Jezu wybacz im to!" Nagle nadeszła pomoc, bo ciężko chorą zabrano do jej szpitala rejonowego!

   O 11.00 nastał szczyt udręki; krzyki, kłótnie i przepychanki w przychodni. Pochyliłem głowę i zawołałem; "Panie Jezu zapraszam Ciebie do mojej pracy!"

    Mam jeszcze pacjentów, a już z krzykiem wysyłają na dalekie wyjazdy. W karetce skuliłem się w sobie, łzy zalały oczy i nagle zrozumiałem co oznacza, że Pan Jezus jest ze mną w pracy. Takie zaproszenie oznacza, że Szatan z wściekłością atakuje i pragnie wywołać moje rozdrażnienie. Najlepiej gdybym krzyczał na chorych i personel.

    Obecność Pana Jezusa to próba mojej pokory, cichości, dobroci, przyjmowania udręk z uśmiechem i uniżenie. Wolno, wolno te udręki zamieniają się w moc, której szczyt nadszedł o 19.00. Wprost palił się praca, bo w 10 minut załatwiłem 5 pacjentów, bo tyle czasu miałem...do zamknięcia apteki!

    Zbliża się północ, wszystko wykonane, gabinet sprzątnięty, radość w sercu, bo jutro mam wolny dzień! A tu kuszenie; personel piecze kiełbaski przy ognisku i częstuje małym kieliszeczkiem. Wymówiłem się i pod kołdrą z latarką przeczytałem modlitwy wieczorne.

    "Dziękuję Panie Jezu! Dziękuję Ojcze...dziękuję!"

                                                                                                                                APeeL

 

30.06.1992(w) Jak Ci, Boże Ojcze dziękować...

    Na trwającym dyżurze, po odrzuceniu pokusy picia alkoholu...przez całą noc nawet nie "przeleciała mucha"! Teraz zrozumiałem, że wszystko, co wykonałem wczoraj było przepełnione pomocą Ojca i Jego błogosławieństwem.

    Jeszcze teraz Bóg Ojciec pomaga, ponieważ tuż po kąpieli pod prysznicem mam pilny wyjazd do zawału. Nie mogę znaleźć leku moczopędnego, a pacjent wpadał w obrzęk płuc. Zły podpowiada; "napisz, że podałeś...przecież nikt nie sprawdzi, nie możesz nie podać!"

    Ja to wszystko wiem, ale nie mogę tego uczynić. Zawołałem o pomoc do Matki...jeszcze raz otwieram torbę i znajduję ten lek razem z nasercowym. Pacjenta przekazałem karetce "R".

    Moje serce zalała miłość do Boga Ojca i Pana Jezusa. Jadę samochodem do domu i wołam w dziękczynieniu: "jak Ci, Panie Jezu za to wszystko dziękować...jak?" Mam pragnienie zjednania ze Zbawicielem w Eucharystii, a później padnięcie na kolana z wołaniem do Królestwa Bożego!

    Właśnie w domu nie było nikogo i moglem krzyczeć w sercu; "Jezu mój, Panie, który specjalnie dla mnie zstąpiłeś z Nieba...bądź błogosławiony w każdym miejscu i w każdym czasie! Jezu bądź błogosławiony zawsze!" 

    "Ojcze nasz. Ojcze mój. Twojego Dobra nikt nie obejmie i nie zrozumie, ponieważ większość ludzi nie zna Ciebie. Tylko twoja łaska może dać im Światło. Dlaczego mnie wybrałeś...najgorszego z najgorszych?"

    Wiele razy widziałem tęsknotę poszukujących ojca ziemskiego! Przepłynęły obrazy takich; często nieznanych, poszukiwanych, nigdy nie widzianych przez dziecko...itd! Jej odpowiednikiem jest tęsknota za Bogiem Ojcem, która sprawiła, że z mojego serca popłynęła litania;

"Ojcze Dobry i Miłosierny

Ojcze Łaskawy i Cierpliwy

Ojcze prawdziwie kochający

Ojcze mój! .

Ojcze, którego nikt nie widział

Ojcze, którego większość nie che

Ojcze, którego nie znamy

Ojcze, który nas pragniesz..."

    Na szczycie tej tęsknej udręki przeczytałem słowa św. Pawła (1 Kor 2,7-9); "jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" oraz Pana Jezusa! "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi"...

    Pojawiła się modlitwa za żywych i umarłych; "Wszechmogący, wieczny Boże, który nad żywymi i umarłymi panujesz, a miłosierdzie okazujesz wszystkim /../ przez łaskawość Dobroci Twojej, dostąpią odpuszczenia wszystkich grzechów /../."

    W domu rozdrażnienie egzaminem syna; nie możemy mu pomoc, a on sam robi ile może czyli mało...nawet złości się na nas. W tym rozdrażnieniu nie mam chęci iść do kościoła, a dzisiaj jest zakończenie nabożeństw do Najświętszego Serca Pana Jezusa.

    Z książeczki "Naśladowanie Jezusa" popłynie rada dla mnie, abym czynił małe rzeczy, gdy nie mam siły na wielkie (duchowo). "Pan Jezus jest dobry i pełen miłosierdzia. Pan nie chce, abyśmy w złości wybierali Kościół!" Dzisiaj mam dzień odpoczynku, ale to był ciężki czas, a rano mam jechać z synem na egzamin...

                                                                                                            APeeL