Odsłon: 545

    Nie ucieszyło mnie przemawianie Andrzeja Dudy jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem wyników wyborów. Dziękował i „przejął” budowanie jedności przez Rafała Trzaskowskiego, którego poprosił z żoną o przyjazd na sygnałach do Belwederu.

   Ciekawe o czym rozmawialiby po ich wezwaniu. Przy tym zalecił dziękowanie także głosującym na zwolennika LGTBusów z obscenicznymi Paradami Grzeszności...

    Nadal byłem i jestem wstrząśnięty okropnym atakiem 11.07.2020 prof. Jana Hartmana, masona na naszą wiarę (blog.polityka.pl); Nie wolno „dialogować” z Kościołem! Dzisiaj dałem tam ostatnią część mojego komentarza...

                                                         Duszy Pana Profesora grozi śmierć...

<<W trzeciej ocenie tego wrogiego wierze katolickiej wpisu jest mowa o braku honoru u „polityków wspierających Kościół” oraz o podobnych do niego obrońcach „elementarnych zasad przyzwoitości” z „nazywaniem bzdur bzdurami”.

   Dalej trwał bełkot, ale już od Bestii z uderzeniem także w Osobę Ducha Świętego, a ja nie wiem dlaczego nie ma za to przebaczenia. Tam napisał, że Jego Dary sprawiają moralną wyższość chrześcijaństwa, co budzi w nim odrazę, bo nie zmienią doktryny o dziewictwie Maryi. Rachunek niedługo nadejdzie!

    Po chwilce bałwochwalca stwierdza, że; „Na szczęście prostota serca i uczciwość intelektualna są jak taran rozwalający wszelkie chore systemy – religijne i świeckie”. Pochwalił też księży „partyjnych”, szkoda, że nie wymienił wśród nich Wojciecha Lemańskiego.

    Z pianą na ustach stwierdził, że trwa „zawłaszczanie i zniewalaniu kraju przez obcą strukturę” (Watykan ze Stolicą Apostolską). Przy tym nie widzi mass mediów (IV władzy) w rękach szwabów i kacapów. Dopiero nasze czasy z Paradami Grzeszności dają nadzieję na odzyskanie wolności.

   Wypomina też wyczyny Świętej Inkwizycji w której działali zdrajcy Boga. Wyśmiewa przy tym wiarę czyli miłość naszych dusz do Boga Stworzyciela. Prawie chce się płakać, bo wprost widzę jak wpada do Czeluści.

   Bredził przy tym o „wywalczonej krwią liberałów wolności religijnej”, a słowa Jana Pawła II „otwórzcie drzwi Chrystusowi” są dowodem na to, że nie szanuje się pluralizmu światopoglądowego oraz państwa neutralnego (czyli bezbożnego), a sam jest „kapłanem” wiary o nazwie; ateizm.

   Z tego względu za matką Joanna od demonów napadł na krzyż w Sejmie RP. Nie przeszkadzał mu sierp i młot, a teraz Pentagram oraz Cyrkiel i Węgielnica z fartuszkiem…Na koniec neguje słowa Zbawiciela na którego wciąż czekają bracia starsi w wierze. W swoim zaćmieniu wciska przymus wiary (mamy wolną wolę) i straszy potępieniem.

   Przy tym nie rozumie, że w wierze katolickiej jest hierarchia od Boga Ojca do mnie...nie można przegłosować, że dwóch panów to małżeństwo. Szczytem wszystkiego było stwierdzenie, że obecne totalitaryzmy są rozwinięciem pradawnych praktyk Kościoła, łącznie z trzymaniem Żydów w gettach i piętnowaniem ich opaskami. Teraz nie dziwię się przewrotności tego narodu…

    Nawet zrobił wielkie odkrycie, że w strukturach Kościoła Bożego działa agentura, a sam nie widzi, że jest agentem Bestii...z dwoma belkami w oczach>>.

    Podczas wieczornego nabożeństwa z litanią do Krwi Pana Jezusa wołałem za tych, którym grozi śmierć duszy. Zdziwiłem się czytaniami na Mszy św. ponieważ, potwierdzały poranny odczyt intencji;

1. Pan mówił poprzez proroka Izajasza (Iz1, 10-17), że obrzydły Mu ofiary z wołów, kozłów i baranów, a także dymu i różne uroczystości. Podczas wznoszenia modłów odwraca oczy i nie słucha ich. Pomyślałem jak to jest dzisiaj, bo naród wybrany dalej czyni to samo oczekując na Zbawiciela, a Bóg Ojciec pragnie przemiany naszych serc, a nie pustych celebracji.

2. Psalmista powtarzał napomnienia Boga (Ps 50/49)…

3. Natomiast Pan Jezus wskazał, że nie przyszedł przynieść pokoju, ale miecz (Mt 10, 34-11.1). Chodzi o poróżnienie idących za Panem z odrzucającymi wysyłanych w Jego Imię. To jest pokazane w moim starciu z prof. Janem Hartmanem, bluźniercą, który ma za złe pójście za Zbawicielem, bo on reprezentuje mądrych tego świata...czyli głupich dla Boga.

   Przez godzinę krążyłem odmawiając moją modlitwę za tych, którym grozi śmierć duszy w mojej rodzinie, otoczeniu, mieście, ojczyźnie i na świecie. Szeroka jest brama do Czeluści, a wąska furtka do Królestwa Bożego…

                                                                                                                         APeeL

 

Aktualnie przepisane...

25.09.1990(w) Wypadek masowy...

   Na dyżurze w pogotowiu kolega, stary wyga wezwał mnie na pomoc do wypadku zostawiając mi umierającego! Tak robią sprytki nad sprytkami; zabierasz lekko chorego i uciekasz...

   Polonez wbił się w prawy bok Mercedesa. Żołnierz służby zasadniczej umierał na siedzeniu kierowy z zablokowanymi nogami po stronie prawej. Jakże ja wówczas kochałem żołnierzy - podczas mojej 5-letniej pracy w jednostce wojskowej! 

   Pacjentowi podałem zastrzyk, wokół trwał krzyk, zatrzymywał się sznur samochodów, zaczęto rozrywać wbite w siebie samochody, a w tym czasie zapomina się o innych także śmiertelnie rannych. Wewnątrz była kobieta ze złamaną miednicą w stanie gorszym od umierającego żołnierza, a kilka rannych osób stało wokół; ten z urazem głowy, ten z ręką, a tamten z żebrami.

   Biegałem między nimi i przez radiotelefon wzywałem; „straż” i karetka „R” przygotować ambulatorium. Jak wiele zależy od dyspozytorki, która źle przyjęła wezwanie...wysyłamy karetę i dalej rozmawiamy, wysyłamy dwie następne z karetką transportowa oraz prosimy o pomoc najbliższą stację.

   Rozrywają bok samochodu, a ja trzymam głowę umierającego żołnierza, który słabnie w oczach, opadła mu głowa, zamgliły się oczy. W myślach wołałem; „Jezu pomóż! Jezu pomóż! Matko Prawdziwa pomóż!" Wiem, że on umrze, ale nie chcę, aby to stało się w tym miejscu...

   Przybyły wezwane karetki, naprężona lina to wielkie niebezpieczeństwo. W tym czasie trwało istne  piekło na ziemi, bo doszło do oberwania chmury. Udało się dojechać do ambulatorium w pogotowiu, gdzie pacjent zmarł...

   Napisałem list do rodziców tego żołnierza, bo dla ludzi tak nieszczęśliwych ważny jest najmniejszy szczegół...to jakby relikwie! 

                                                         Szanowni Państwo

    <<Tą drogę pragnę przesłać wyrazy współczucia z powodu nagłej i niespodziewanej śmierci syna Darka. Do wypadku wyjechaliśmy natychmiast (opisałem stan jak wyżej). W momencie przybycia nie było już kontaktu z synem. Nie odpowiadał na pytania, był blady i pojękiwał, ale prawdopodobnie bólu już nie czuł.

    Cała trudność polegała na wyciągnięciu go z samochodu, co umożliwiły służby techniczne, ale to trwało około 15-20 minut; rozerwanie samochodów i wyrwanie drzwi. Darkowi podałem zastrzyk w lewy biceps i trzymałem jego głowę, która opadała...umierał prawdopodobnie z powodu krwotoku z narządów wewnętrznych.

   Pozostało mi wołanie o pomoc do Pana Jezusa oraz Matki Bożej! Sam bałem się podczas rozrywania boku samochodu przy pomocy naprężonej liny, ponieważ miałem straszny sen „do przodu”. W tym czasie trwała ulewa, a na pomoc czekało łącznie 7 osób!

    Syna zabraliśmy do niedalekiego ambulatorium w pogotowiu i czekaliśmy na przybycie karetki „R”. W tym czasie otrzymał kroplówkę, tlen i został odessany...zmarł w ciągu 10 minut.

    W smutku usiadłem w ciemności prosząc; "Panie Jezu przyjmij go. Matko Prawdziwa poprowadź go do Syna Twego”. Nie jest praktykowane wzywanie kapłana do takich zgonów. W sercu czułem, że jest to potrzebne, ale wokół jest tyle niewiary.

   Kto ma to zrobić, przecież moje rola jest inna. „Jezu mój! Jezu, Panie mój, wybacz mi to”. W myślach wykonałem krzyż nad synkiem Państwa przykrytym już białym prześcieradłem. Wszyscy byliśmy smutni, bo śmierć była silniejsza>>...

    Jakby na pocieszenie wezwano mnie do umierającej pacjentki z obrazem promieniującego Pana Jezusa w wieki około 10-12 lat. Wcześniej dyskutowałem z personelem o nieszczęściu śmierci nagłej. Trzeba zawsze prosić o dobrą (pojednanie z Bogiem) i godną.

   To nie koniec, bo teraz pijany uderzył „fiacikiem” w Żuka. Do niego i jego rodziny powiedziałem, że; ‘Bóg dał i Bóg zabrał samochód.” W tej chwilce Pan ukazał mi moje wyczyny, bo przez wiele lat sam jeździłem po pijanemu i co najgorsze, że to może się jeszcze zdarzyć.

    Takim właśnie fiacikiem odwiozłem po impresie czterech oficerów do Warszawy. W tym czasie była wielka ślizgawica, zawieja i przymrozek. To było próbowanie dobroci Boga Ojca, bowiem w drodze powrotnej wyprzedzałem samochód ciężarowy z przyczepą.

   "Och, Jezu, Matko Prawdziwa dziękuję Wam za dobroć, przecież mogłem nigdy nie doczekać ziemskiego spotkania z Wami...jeszcze tutaj, na ziemi!

   Fartuch zachlapany krwią, spodnie ubrudzone...to pamiątka po drugim wypadku. To zarazem był mój znajomy, były milicjant, osobiście lubiłem go...nawet kiedyś mocno popiliśmy.

                                                                                                             APeeL