Przyśniła się Chinka, a po przebudzeniu napłynęła niechęć do kapusiów! Na ten moment demon odciągał mnie od kościoła podsuwając "pospanie". Sprzyjał temu mróz i mój smutek. Jednak przełamałem się, a w drodze do garażu wołałem do Boga Ojca. Tak jest z małymi dziećmi i ich ojcami ziemskimi. Zmarzły kwiaty na krzyżu.
Podczas przejazdu z żoną do kościoła odniosłem wrażenie, że jesteśmy - w tym zniewolonym mieście, które będzie ukarane - jako znak! Popłakałem się w kościele z wołaniem do Boga Ojca. Napłynęły dusze z naszych rodzin, a smutek rozrywał serce. Jakby na ten moment od Ołtarza św. popłynie słowo (Jl 2,12-18)...
"Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, lament. Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana Boga waszego! (..) Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: Przepuść, Panie, ludowi Twojemu i nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami."
Psalmista zawołał (Ps 51,3-6.12-14.17): "Zmiłuj się, Panie, bo jesteśmy grzeszni (..) zgładź moją nieprawość. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego".
Pan Jezus powiedział do uczniów (Ewangelia: Mt 6,1-6.16-18): "Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. (..) Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać".
Po Eucharystii płynęła pieśń: "Och! Jezu mdlejący, prawie konający". Taki byłem w ciele, prawie konający...zdolny do śmierci. Nie mogę wyjść z kościoła. Pasuje tutaj określenie: "Baranek Boży!" "Za nas Mu włócznią boleć zadana". Z kościoła pojechałem prosto do pracy. Dzisiaj czeka mnie ciężki dzień (od 7:00 do 15:00), ale będę miał pomoc z Nieba.
Od 9:00 napływała Boża słodycz. Babuszka rozbiera się, a ja wołam: "Ojcze, Tato! Dziękuję Ci za Twoją Dobroć". Napływało pragnienie kawy i miodu, ale nie miałem, a dzisiaj mam dyżur ze ścisłym postem w intencji pokoju na świecie. Sam zobacz, bo właśnie kobieta przyniosła miód! Kręciłem głową z zadziwienia. Nikomu nie odmówiłem i wykonałem wszystko dokładnie na czas.
O 15:00 Koronka do Miłosierdzia Bożego. Później w bólu odmówię z płaczem modlitwę w intencji tego dnia. Ostatnia pacjentka była z osteoporozą (" kruchość kości). Z radia popłynie rozmowa o tej chorobie. Inna pacjentka pomogła w odczuciu intencji modlitewnej wypowiadając słowo "s k r u s z o n y". Sama osteoporoza też mówi o tym.
Tak trafiłem do umierającej ze straszliwą żółtaczką! Przypomniał się sen i dzień (Chinka). Za dnia płynęła pytanie o sinologię! Umierająca miała w ręku różaniec, w rozmowie poprosiłem o wezwanie kapłana (Sakrament Namaszczenia Chorych). To pomoc Mateczki dla tej chorej! Czy była wymodlona?.
Pędzimy do zasłabnięcia, a patrzą pocieszając figury. Dzień smutku zamienił się w Radość Bożą. Tłuczemy się po dolach do 90-letniej matki kierowcy. Bardzo słaba, pogodzono się z nadchodząca naturalną śmiercią (to wielka łaska). Lekarz ze szpitala odesłał ją do mnie. "Jezu zmiłuj się nade mną!" Przesuwają się chorzy, pierwsza z rakiem i przerzutami, niedrożność jelit, alkoholizm. "Za skruszonych", bo jesteśmy "prochem z prochu", a nic nie mówi się o duszy ludzkiej.
Podziękowałem za ten dzień.
APeeL