Pan dał ten zapis nieprzypadkowo, bo w tych dniach moją duszę zalewała pustka duchowa. Wówczas modliłem się "obowiązkowo" i byłem jeszcze dzieciątkiem niezdolnym do obecnej próby („opuszczenia przez Boga”), bo mógłbym upaść sromotnie.  

    Wróćmy do tamtego poranka, gdy po przebudzeniu na stole zauważyłem „mikołajkowe” prezenty: jakiegoś skrzata, słodycze i butelkę wódki! Dwa dni walczyłem, aby nie kupić alkoholu, a szatan dostarczył go wprost na stół!

    Zerwałem się, ale spotkała mnie następna „mikołajkowa” niespodzianka: brak wody w kranie! W drodze do pracy zabrałem koleżankę, którą „nawracałem”.

    Z trudem udało się poprosić Boga o błogosławieństwo na dzisiejszy dzień i już zaczęła się „młócka”.

- Dwie staruszki wcisnęły mi pieniądze. Łapczywie chwyciłem kopertę, gdzie był jeden dolar. Po chwilce zrozumiałem, że moja czystość po wczorajszej Eucharystii jest warta 1.5 dolara (tyle było łącznie).

- Nadeszła pomoc w osobie biedaka, który powiedział, że szkoda pisać recepty, bo on nie ma nawet grosza.  Dałem mu te „dolary” i dołożyłem buty, które właśnie przyniosłem („na duże śniegi”). Rozmiar pasował...

- Teraz zalecam mamie maluszka (4 miesiące), aby podziękowała Bogu za dar, bo synek urodził się w wolnym kraju, gdzie słychać bicie dzwonów kościelnych. 

-  Napłynęło ostrzeżenie, abym nie rozmawiał z następnym  pacjentem, ale nie posłuchałem. Na mój wywód duchowy opowiedział mi kawał o tacy i kapłanach!

- Teraz godzę małżeństwo emerytów, które szatan rozbił przy pomocy chorej siostry i własnej córki. Poprosiłem męża, aby padł do stóp żony i nie zajmował się swoim zdrowym ciałem. Zażartowałem, że jak się nie pogodzi to nie pójdę na jego pogrzeb!

      W samo południe napłynęła wielka tęsknota za Panem Jezusem z pragnieniem modlitwy, która koi w takich momentach, ale właśnie trwało głosowanie nad powołaniem rządu Jana Olszewskiego (z 440 posłów za było 250). Wstrzymujący się uzasadnili swój czyn tym, że chcą głosować na program, a nie na człowieka. 

     Serce ścisnął smutek zmieszany z radością, a łzy zalały oczy. Krzyknąłem tylko: ”dziękuję Ci Matko. dziękuję”!  Ile męki przechodzę każdego dnia. 

     Na koniec przybył pacjent, który zawsze przynosi pokój i „dobrą energię”. Nie mówiłem mu o tym, ponieważ zajmuje się parapsychologią (przechodziłem tą ścieżkę) i może uwierzyć w słuszność swojej drogi.

   Wyjaśniłem, że w poszukiwaniach duchowych trzeba wołać do Boga i prosić o prowadzenie. Wskazałem mu błąd, który popełnił podczas umierania ojca ziemskiego. Nie wezwał kapłana, aby nie przestraszyć ojca, którego kochał. Nie wiem czy straciłem czas, ale bój toczy się o pojedyncze dusze.

     Podjechałem pod „mój” krzyż, a serce zalała radość. Nie wytłumaczysz tego człowiekowi normalnemu, bo to „głupoty”, maniactwo i fanatyzm religijny!

     W domu trafiłem na bałagan, bo przyjechała córka. Nie posłuchałem natchnienia, aby wcześniej wyjść do kościoła i pomodlić się w drodze, a na dodatek wstępowałem, gdzie się dało. Odbierałem też szyderstwo, że: „idzie ś w i ę t y...jaki będzie miał atrybut”? 

     Wieczór. Wreszcie odmówię moje modlitwy, ale na ten moment żona krzyczy, że oberwał się pojemnik z wodą nad ubikacją! Przypomniał się sen w którym widziałem uszkodzony przewód z wyciekiem wody. 

     Uciekłem do kuchni, ale na ten moment syn włączył „aparaturę”, a na dodatek odwiedził go kolega. W tej udręce smutek zalał serce aż zawołałem do Matki Bożej. Jakby na dobicie poczęstował mnie orzeszkami, a wie, że dzisiaj pościmy.

    Dzisiaj zły otrzymał zezwolenie na przeszkadzanie mi w modlitwie, którą odmówiłem dopiero przed północą, a radość i pokój zalały serce...              APEL