Nie nastawiłem budzika, bo w swojej przewrotności nie chciało mi się iść do kościoła, a zły kusił „wysłuchaniem mszy radiowej” na dyżurze w pogotowiu!
Zerwałem się o 6.15 i z natchnienia zajrzenia do książeczki: „Matko wszech ludzi". Do serca napłynęła wielka radość i odczułem bliskość Maryi...odmówiłem "Anioł Pański " i różaniec Pana Jezusa.
Trafiłem na śpiew ludu do Matki: „Jej Serce otwarte każdemu", a łzy cisnęły się do oczu. Kapłan pięknie mówił o czuwaniu, o strażakach i lekarzach oraz sługach otwierających drzwi Panu, gdy wraca! Wspomniał też o śmierci, która dla wielu stanowi przykrą niespodziankę.
Zły wykorzystał jego słabość, bo zaczął chwalić „pożycie” starego małżeństwa, które zamówiło Mszę św.! Nawet powtarzał to kilkakrotnie, ale nie wspomniał o siłach demonów, które niszczą nasze czuwanie. Skąd on bierze tych ludzi na te "dobre nabożeństwa”?
Dzisiaj jestem słaby, bo źle spałem, spociłem się, jest parno, a na noc wypiłem kilka kieliszków wódki. Poprosiłem Pana Jezusa o to, abym zapragnął przyjęcia św. Hostii. Po pewnym czasie napłynęła wielka tęsknota, kolana same się zginały, a łzy zalewały oczy. Tak chciałbym na kolanach oczekiwać na Pana Jezusa, a w tym pragnieniu pomogła mi kobieta klęcząca obok.
Teraz, gdy to opracowuje długie klęczenie przed i po Eucharystii to coś naturalnego, ale wówczas byłem dopiero nawróconym i to lekarzem w swoim rejonie. Przypomniały się gdzieś przeczytane słowa Jezusa: „cóż obchodzi cię opinia innych...to bańki mydlane".
Lud przesuwa się w kolejce, płynie głośno śpiewana pieśń „Święty Boże, Święty mocny, Święty, a nieśmiertelny", a łzy zalewają oczy. Serce przeszywa zawołanie: „zmiłuj się nad nami". Nie ma słów, aby opisać te doznania.
Na rozpoczęcie dyżuru w pogotowiu miałem transport z dzieckiem, które choruje od szeregu lat (wodogłowie) i jest przyczyną cierpień całej rodziny. W drodze poprosiłem matkę o uświęcenia tego cierpienia...po Eucharystii trzeba przekazać wszystko Matce Bożej w intencji pokoju w Jugosławii".
W oczekiwaniu na przyjęcie w Instytucie Matki i Dziecka w W-wie wzrok zatrzymał monitoring, który „czuwa” nad naszym bezpieczeństwem. Zacząłem odmawiać koronkę do Miłosierdzia Bożego, a wcześniej poprosiłem: „Panie Jezu! przyjmij przez Niepokalane Serce Maryi wszystkich czuwających dla Boga i ludzi". Chwyciłem twarz w dłonie, a po modlitwie pobłogosławiłem pomieszczenia z chorymi dziećmi.
W drodze powrotnej odmawiałem cz. chwalebną różańca. Właśnie mijaliśmy wyścig kolarski z umęczonymi chłopcami, a dzisiaj jest niemożliwy upał. Moje serce przeniknął dreszcz, bo „Matka Boża jest także z nimi”!
W końcu położyłem się na noszach i błogo zasnąłem...jakże to wszystko piękne! Jak ciekawe jest życie w łączności z Ojcem i Panem Jezusem!
Po powrocie do pokoju lekarskiego otworzyłem książkę: „Szatan istnieje naprawdę". Tam Pan Jezus mówił o Swoim Kościele świętym i Sakramencie Zbawienia!! Zalecał łączenie się ludzi dobrych, bo nasila się działanie sił ciemności: narasta obojętność, materializm, pycha i służenie gipsowym bożkom, które rozbija kamyk! Ludzie nie potrafią wykorzystać daru Boga: rozumu.
Jakże zły potrafi umęczyć ludzi. Własnie syn wrócił z diabelskiego zlotu w Jarocinie...całe mieszkanie aż śmierdzi. Dodatkowo przeziębił się i teraz wie, że nigdy więcej tam nie pojedzie. Niestety, każdy musi przejść swoją ścieżkę „głupot”.
Przybyła rodzina zmarłej pacjentki, która wiedziała co oznacza określenie: „dobra śmierć". Z przejęciem mówili, że cały czas modliła się i umierała w wielkim pokoju. W pewnym momencie pojawiały się wizje grobu (strachy), ale przywoływała Pana Jezusa Miłosiernego i poprosiła o kapłana. Najbardziej dziwiło ich to, że nie bała się kapłana!
Dla mnie to wszystko znane i pragnę jej pomóc, bo jest wielki upał, a nie chcę „robić lewego wezwania” (mieszka w odległej wiosce). Poprosiłem Matkę Bożą o pomoc i po 3 godzinach był wyjazd w pobliże jej miejscowości.
W czasie tej długiej drogi odmawiam cz. Bolesną Różańca: „Panie Jezu, Ty byłeś taki samotny, a ja tu i teraz chciałbym to wynagrodzić. Przyjmij Jezu ode mnie te modlitwy w intencji wszystkich czuwających w Twoim Imieniu...przyjmij moją obecność".
Prawie omdlewałem podczas tych zawołań. W pewnym momencie pomyliłem się i powiedziałem: „zmiłuj się nade mną”! Otworzyłem oczy, a właśnie "patrzyła" na mnie wielka przydrożna figura Pana Jezusa z Najświętszym Sercem!
Przekazałem Bogu ten dzień w którym czuwałem jako lekarz i jako sługa Pana. Wytchnienia trwały tylko chwilkę, bo wciąż wzywano do: biegunki, uczulenia, gorączki, złamania, ukąszenie przez pszczołę w język, rany, zasłabnięcia. Zauważyłem to po pewnym czasie, a chodziło o to czy się zdenerwuję.
Wieczorem radość Boża zalała serce i trwała kilka godzin, a zakończyła ją piosenka: "Dobranoc kochanie". Z głębi serca zawołałem: „Dobranoc Panie Jezu! Dobranoc Mateczko Najświętsza! Niech będzie uwielbiony Bóg Ojciec”.
Jakby na znak ze szpargałów wypadło maleńkie zdjęcie Matki Bożej, która wprost powiedziała: „Wiem o tobie”!... APEL