W nocy (1.10)  w TVP 2  oglądałem relację ze ślubu kościelnego katolików wietnamskich („Ziemia Obiecana 52’N, 21’E”).  

    Radość Boża zalała serce, a nawet zostałem uniesiony w duszy, bo znalazłem się wśród braci w Jezusie. Śpiewano „nasze” pieśni, a w podarunku para młodych otrzymała obraz Ostatniej Wieczerzy i Pana Jezusa z Najświętszym Sercem.

    To był czas w którym została pokazana wszechogarniająca miłość Boga Ojca do wszystkich ludzi na ziemi. Nagle ujrzałem Kościół święty jako Mistyczne Ciało Pana Jezusa.

    Wszyscy uklękli przed parą młodych, a kapłani powiedzieli jak apostołowie: nic nie mamy, ale przyjmijcie od nas błogosławieństwo. To było coś pięknego i rozrywającego serce, bo nagle widzisz wyznawców Pana Jezusa z innych nacji.  

    Pojechaliśmy na Mszę św. z późniejszym nabożeństwem do Najśw. Serca Pana Jezusa, a przypomniała się  znaleziona w kościele  nowenna do św. Judy Tadeusza, gdzie były zawołania:

    „Aby Najśw. Serce Jezusa było czczone modlitwą i miłością w każdym Tabernakulum aż do końca czasów /../ aby było otoczone chwałą i wspaniałością teraz i zawsze. Niech będzie błogosławione Najśw. Serce Jezusa /../”...     

    Wrócił reportaż o braciach z Wietnamu i ujrzałem lud Boży na ziemi zjednany w Duchu Świętym. Tego nie można przekazać. Msza trwała 40 minut, a moje przeżycia duchowe ograniczyły się do miłosnych uniesień ducha, bo:

1. W miejscu kapłana przy ołtarzu  „ujrzałem” Pana Jezusa. Tak jest w istocie, a ja odczułem to w sercu. Wyobraź sobie, że nagle widzisz Pana Jezusa. W tamtych czasach uczniowie padali do Jego stóp, całowali szatę i płakali. Wstrząs i dreszcz przepłynął przez moje ciało, a łzy zalały oczy. 

2. Podczas wystawienia Monstrancji nie mogłem otworzyć oczu, bo...niegodny, niegodny, niegodny!

     Pasują tutaj słowa z czytań: „Panu, Bogu naszemu, należy się sprawiedliwość, nam zaś zawstydzenie oblicza  /../ Nie byliśmy posłuszni głosowi Pana, Boga naszego, przekazanemu we wszystkich mowach proroków posłanych do nas”. Ba 1, 15-22

3. Wzrok zatrzymał wizerunek ks. Jerzego Popiełuszki i wrócił czas Eucharystii Wietnamczyków podawanej w dwóch postaciach. 

    Napłynęło poczucie męczeństwa Pana Jezusa i Jego wyznawców, tych których wciąż powołuje! To garstka, bo za Panem idzie jeden na dziesięć tysięcy! Ból zalał serce, a to współcierpienie z Panem Jezusem. Pasują tutaj słowa modlitwy, której słuchałem na dyżurze, tuż po nawróceniu (1989 r.):

    „Panie Jezu Chryste! Ty przyszedłeś, na ten świat i stałeś się Jednym z nas. Przechodziłeś przez doświadczenia i próby, które są naszym udziałem. Dziękujemy Ci za Twój Krzyż, który jest znakiem zwycięstwa i zbawienia wszystkich, którzy zawierzyli Tobie! Nie pozwól Panie, abyśmy byli zbyt pewni: swojej drogi i swoich sił".

    Nie mogłem wyjść z kościoła...tak było mi dobrze, bo na zewnątrz zrobił się mróz (-5 stopni). Pozostałem na następnym nabożeństwie i pojechałem pod krzyż zapalić lampkę. Przykro, bo zmarzły piękne kwiaty. Nie wiem jak zimno wytrzymywali zesłani na Syberię? Dlaczego nie modlono się za te dusze 17 września?

    Minęły 2 godziny, a w moim sercu trwał Pan Jezus. Nie było mnie dla świata. Jakże cierpi wyznawca Pana Jezusa...nawet wśród najbliższych.

    Wieczorem trafiłem do kaplicy Miłosierdzia Bożego, gdzie z garstką wyznawców wołaliśmy do Boga. Tam zostałem drugi raz pobłogosławiony Monstrancją. 

    Wyszedłem zdruzgotany tęsknotą za Panem Jezusem. Pojękiwałem tylko w ciemności, bo nic już nie widzę poza Panem życia wiecznego. Jezu! Spraw, abym moim codziennym życiem świadczył o Twojej Miłości..."Ojcze nasz".

    Jak Ci wytłumaczyć mój stan? Kochasz swojego pieska? Pomnóż tą miłość przez tysiąc...dodaj do tego zjednanie z cierpiącym Sercem Boga naszego, a będziesz wiedział!             

                                                                                                                                                   APEL