W nocy czytałem wizję Marii Valtorty o uzdrowionych przez Pana Jezusa w osadzie przed Hippos. Pojawiła się tam niepłodna od wielu lat (mąż mógł ją oddalić), niewidomy, przyniesiona dziewczyna w postaci żółtego szkieletu oraz trędowaty.

    Wyobraź sobie falujący tłum nieszczęśników otaczających ze wszystkich stron wysokiego Pana Jezusa. Apostołowie jako ochroniarze pracowali łokciami, a nawet kopaniem po nogach robili przejście.

    To kojarzy się z dantejskimi scenami w centrum onkologii lub zdrowia dziecka. Dobrze, że już nie pracuję, bo miałbym grzech. Jeszcze przed restrykcjami trafił się dylemat z zapisaniem kosztownego leku (Myolastan), który był na zniżkę przy stwardnieniu rozsianym, ale  pomagał „sztywniejącemu”, ale z innego powodu. Zrozpaczonego biedaka odesłałem do kolegi...

    Także chorych w tamtym czasie traktowano jako skaranie Boże i droga niewidomego do Pana Jezusa była pełna złorzeczeń. Po uzdrowieniu krzyczał: „Ach! Widzę! Widzę! Znowu widzę! Pozwólcie mi przejść, żeby ucałować stopy Pana!”.

    Rządzący sprawni są w cudownym zamienianiu soli drogowej na jadalną, odświeżaniu 5-letnich ryb, pomnażaniu lokat Polaków, organizowaniu tanich przelotów oraz „wypoczynku”, budowaniu dróg i mostów oraz w walce z aferami.

    Z drugiej strony źle znoszą nagły atak mrozu (- 8 stopni Celcjusza), który zatrzymał w polach wiele pociągów z marznącymi ludźmi. Zrozum moje zatroskanie, bo dzisiaj żona wraca z dalekiej podróży.

    Zerwałem się na pierwszą Mszę święta. Wczoraj skreślono z listy świadka zamachu w Smoleńsku, a to sprawiło stan podwyższonej gotowości bojowej na moim podwórku. Nie wiem jaki związek z tym ma moje wyjście na spotkanie z Panem Jezusem i w jaki sposób zagrażam, ale nawet na rogach ulic pojawiła się młodzież („klasa militarna”).

    Szatan całkiem pomieszał w głowie rządzącym moją ojczyzną, którzy zamiast służyć walczą z własnym narodem. Nie mamy już wojska, ale mamy bojówki przygotowane do wojny domowej. Nawet w kościele pojawili się opiekunowie „mszalni”. To szczególna ohyda, bo ci ludzie na rozkaz podchodzą do Komunii św.

    W dzisiejszej Ewangelii zwróciły uwagę słowa Jezusa nauczającego w jednej z synagog, gdzie była pochylona od 18 lat  kobieta (prawdopodobnie przebyła kompresyjne złamanie trzonu kręgu). Pan Jezus przywołał ją, nałożył na nią ręce i rzekł: "Niewiasto, jesteś wolna od swej niemocy". Chora natychmiast  wyprostowała się i chwaliła Boga. Łk 13, 10-17

    Zjednany z Panem Jezusem w pokoju wyszedłem z kościoła. Wiatr, tumany mokrego śniegu...jak przybyła tutaj babcia o lasce? Teraz nie ma jak wrócić i podpiera się o obcą panią. Zabrałem ją do samochodu i odwiozłem pod dom.

    Niespodziewanie w drzwiach stanęła zziębnięta żona. Zdziwiła się, że mieszkanie („kupa dziadostwa”)  zrobiło się duże, jasne i pięknie (po mrozie opadły liście z drzew). Nawet pochwaliła miasto, bo u nas wszędzie blisko i nigdzie nie musisz jeździć autobusem...

    Na nabożeństwie różańcowym podziękowałem Panu Jezusowi za szczęśliwy powrót żony. Św. Hostię trzymałem w ustach z namaszczeniem i tak chciałbym umrzeć. Nie mogę zrozumieć dlaczego niektórzy dosłownie traktują słowa Pana Jezusa: „bierzcie i jedzcie”...nawet kapłani z trzaskiem gryzą  zębami Cud Ostatni!

     Kończę zapis, a z piętra wyprowadza się rodzina wynajmująca mieszkanie. Zostaniemy uwolnieni od krzyków i przekleństw oraz przykrego płaczu chłopczyka...  

                                                                                                                APEL