W nocy czytam słowa Jezusa do Matki. Oboje wiedzieli o swoim powołaniu przez Boga. Jezus prosił Matkę, aby po Jego Męce nie zostawiła wszystkich (zawierzył Jej): 

   „tych, którzy w oparach Szatana nie widzą i są jak pijani i głusi (...) podatni na ugodzenie (...) iluż przypominających niedorozwiniętych, niezdolnych do pojmowania lub ślepych, którzy nie potrafią widzieć i głuchych, którzy nie potrafią słyszeć lub chorych i paralityków, którzy nie potrafią przyjść”.

    To wiem i to trwa dalej…sam taki byłem. W czasie nawału chorych płynie „Dance me”, a moją twarz zalały łzy i wołam; „Jezu! Jezu!! bądź ze mną…bądź przy mojej śmierci, przy powrocie do Ciebie”...

    W ręku mam pismo o. Kolbe…z radia apeluje o. Rydzyk, a z Medjugorie przesłano „Echo”. Każdy ma inne powołanie. Poseł Ołdakowski rezygnuje ze swojego mandatu i zostaje na stanowisku dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego.

     Rano obudził mnie ciągnik, który ścinał trawę pod oknem. To wezwanie Pana na Mszę św. poranną. Idę i w bólu wołam za zaproszonych przez Jezusa, a z drzewa spada pokarm niesiony przez karmiąca wronę. Wokół uwijające się gołębie i coś jedzący piesek. Uczta. Przepływają ci, których zapraszam do Domu Pana, ale na siłę nie zaciągnę nikogo do Boga Ojca.

    „O Jezu! mój drogi Tyś jest źródłem łask”. Po Eucharystii niebiańska słodycz zalała serce i duszę (trwała przez 2 godziny). Pan sprawił, że po wyjściu z kościoła zalał mnie zapach  pieczonego chleba (z pobliskiej piekarni), a z odległej tablicy ogłoszeń patrzyła uśmiechnięta Twarz Jezusa z Najświętszym Sercem…aż podszedłem, aby to sprawdzić!

   Tam dłonie kapłana unosiły Ciało Zbawiciela; „Bierzcie i jedźcie...”. To podziękowanie Zbawiciela za przyjęcie zaproszenia, za wołanie modlitewne i z Nim współcierpienie. Jak opisać ci stan mojego serca? Jak wyrazić wielkość duszy?

    Wprost chciałbym powiedzieć - wszystkim mądrym tego świata - o mojej chorobie. Ta choroba to czysta miłość do Jezusa Chrystusa, Pana naszego, Króla Wieczności przy boku Ojca i Ducha Świętego.

   To Prawda nie potrzebująca żadnego dowodu. Dlaczego nasz Kościół Święty nie broni dających świadectwa wiary, które są ważniejsze od czynów. Oto wystrojona świątynia…wokół różne gatunki białych kwiatów z okazji  ślubu bogacza, a pod krzyżem Pana Jezusa wypalona lampka. Tacy jesteśmy.

   Płynie wołanie, a ból rozrywa serce. Nie przyjmują zaproszenia do Pana Jezusa, na Ucztę dającą Życie Prawdziwe. Rozkruszyłem chleb (ktoś porzucił całe kawałki) i stado osiedlowych gołębi ma radość. Często w tęsknocie gram na akordeonie; „bądź że pozdrowiona Hostio Żywa, a teraz nucę; ”chodźcie wszyscy do Jezusa, do Światłości, która nie gaśnie...chodźcie wszyscy, padajcie na twarze…chwalcie Jego Imię”.

   Teraz na wizycie jestem u babci, która ze starości (miażdżyca) mówi do siebie i wykonuje różne czynności (jazda na rowerze, i.t.d.). Poprosiłem ją, aby modliła się, bo bardzo pięknie mówi: „Pod Twoją Obronę„…

    Przepływają rożne powołania: polityk, żołnierz, kapłan, urzędnik, a nawet przygotowujący zwłoki do pochówku, pielęgniarka, matka i ojciec, dzieci do końca wierne rodzicom. W gabinecie jest mąż, który załatwia szpital dla chorego dzieciątka, w domu ma chorą żonę (rak piersi). Bardzo często mam kontakt z opiekującymi się członkami rodziny niezdolnymi do samodzielnej egzystencji (dzieci, starsi lub współmałżonkowie).

    Wśród różnych powołań najważniejsza jest służba Bogu przez sługi namaszczone! Ja jestem oddany chorym, a szczególnie pokrzywdzonym. Właśnie piszę błagalny list do sędziny, który kończę słowami, że  „w jednym mieście żył sędzia, który nie bał się Boga i ludzi”...w którym proszę o należną rentę dla mojej pacjentki. To ciężko chora, która od 3 lat  jest włóczona po sądach. Na kolanach poprosiłbym o to świadczenie...

                                                                                                                                    APEL