opr. 20.07.2011

      Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu. Pośpiech, bo pragnę być na Mszy św. Idę do garażu, a serce zalewa radość, że jeszcze jeden dzień życia poświęcę Bogu. Wołam tylko: ”Ojcze! Najświętszy Tato!”. Pan zna moje serce.

   Właśnie płyną czytania o Królestwie Niebieskim. Ja przez łaskę wiary mam ukazaną dobroć Boga Ojca, Jego chwałę, moc i miłosierdzie.

     Św. Hostia załamała się na pół, a to oznacza czekające mnie cierpienie, a zarazem „My” (Pan Jezus będzie ze mną). Płynie pieśń: „O! szczęście niepojęte, Bóg Sam odwiedza mnie”. Taka jest prawda. W pośpiechu zjadłem śniadanie, pożegnanie i trafiam do pogotowia o 7.30.

    Wstąpiłem „na górę”, gdzie w  przychodni spotkałem umówioną pacjentkę, którą skonsultowałem z chirurgiem. Pacjentowi przedłużyłem zwolnienie lekarskie i załatwiłem badanie kierowcy (zarobek), mam na benzynę. To niby nic, ale masz problem i lekarz z serca przychodzi i załatwia twoją sprawę. Teraz mam czas na segregowanie „moich papierów”.

     Przesuwają się „zdarzenia duchowe” w ramach później odczytanej intencji: 

1. w ambulatorium załatwiłem obcokrajowca, kierowcę ze Słowenii, którego złapała ostra rwa kulszowa. Trudno się porozumieć, ale  miał szczęście, ponieważ jako reumatolog zajmuję się tym schorzeniem, a pomagałem mu jak własnemu bratu: zawiozłem go na konsultację neurologiczną, dwa razy otrzymał zastrzyk (mój wypróbowany zestaw), wykupiłem mu leki i odwiozłem na parking, gdzie się zatrzymał i został do rana

2. jestem u biednej z ciężką migreną, której pomagam i nie chcę żadnej wdzięczności

3. także u obcej, która odwiedziła rodzinę i miała napad kolki nerkowej

4. dwa razy trafiłem do samotnego staruszka oraz u podobnej babci

5. Załatwiłem wiele dzieci z przestraszonymi matkami.

     Na każdym wyjeździe byłem pogodny, pocieszałem, starałem się ukoić napięcie i strach. Królowała bezinteresowność. Tak jest z Bogiem, który daje nam wszystko, ale garstka jest wdzięczna. Przecież na szczycie wszystkich darów jest oddanie Swojego Syna, Pana Jezusa na haniebną śmierć krzyżową, aby otworzyć Niebo: możemy wracać, ale niewielu pragnie zbawienia.  

    Serce Boga jest przy: obcych, biednych, samotnych, starych, matkach i dzieciach, zbolałych chorobami (zaskoczonych kolkami), zagubionych.

    Dzisiaj, gdy to opracowuję nie pojechałem na nabożeństwo do Najśw. Krwi Pana Jezusa,  ale litanię odmówiłem w domu przy zapalonej świecy. Zdziwiony czytam zawołania do Pana Jezusa: „(...) Zawsze z cierpliwością pochylałeś się nad biednymi i chorymi, nad wzgardzonymi i grzesznikami. Jak otarłeś łzy wdowy z Naim, wysłuchałeś prośby setnika i nagrodziłeś ufność Marty”.

    Tam też ofiarowanie św. Krwi Pana Jezusa Bogu „za biednych, chorych i strapionych”. Sam zobacz do kogo skierował mnie dzisiaj Dobry Bóg...                  APEL