Wczoraj nie miałem chęci jechać „na zakupy” z powodu zaległości w zapisach, a Pan sprawił, że żona zauważyła pogodę „dobrą na pranie”. Później zaproponowała, że dzisiaj możemy być na Mszy św. w Sanktuarium MB Pocieszycielki Strapionych, gdzie w 1988 r. - po modlitwach - wróciłem ostatecznie do Boga (szukaj: za pragnących spowiedzi).

   Po wejściu do świątyni moją duszę zalała bliskość Matki Bożej, a żona została pocieszona śpiewem „Godzinek”. Ostatnio byłem trzy razy u spowiedzi z powodu nękania przez Szatana, ale dzisiaj chciałbym uzyskać moc przebaczania moim krzywdzicielom, a zarazem tak wyrazić wdzięczność Matce Jezusa za uratowanie mojej duszy.

   Kapłanowi powiedziałem, że chodzi mi o to, abym nie złorzeczył prześladowcom, ale ich błogosławił, a to jest bardzo trudne. To zalecenie mojego prof. św. Pawła, którego piękny obrazek wziąłem z naszego kościoła (Rz 12, 14): „Błogosławcie tych, którzy was prześladują! Błogosławcie, a nie złorzeczcie!”

    W moim przypadku chodzi o trzy grupy braci, którzy na rozkaz trwają w napadzie na mnie, a nie zrobiłem im nic złego:

1. z powodu pracy w JW. 2471 (radiolokacyjnej) zrobiono ze mnie „szpiega”, a z tej sieci trudno się wyplątać, bo mam stempel z napisem „wróg ludu”. Profesor Marek Jarema próbował wmówić mi urojenie prześladowcze. W Federacji Rosyjskiej trafiasz do psychuszki i nigdy stamtąd nie wychodzisz. 

2. w Izbie Lekarskiej w W-wie przy Puławskiej 18 moją wiarę i obronę krzyża uznano za chorobę psychiczną i od 10 lat trwa wampiryzm. To stało się na rozkaz grupy trzymającej władzę. Koledzy trwają przy prawomocnej uchwale, a jako katolicy powinni być ekskomunikowani. Mam nadzieję, że minister zdrowia nie przystępuje do Eucharystii, bo nie jest to opłatek wigilijny.

3. zagarnięto spadek po rodzicach (3 osoby z siedmiu spadkobierców)...to też za przyzwoleniem rozkazujących, bo nie możesz prowadzić żadnej działalności (sklep i bar) bez ich zezwolenia.

   Popłakałem się z powodu łaski pojednania z Bogiem, bo taki jak ja nie może mieć w sercu urazy. Drogi Boga nie są naszymi i jednego dnia wszystko może się odmienić. Zdziwiłem się dzisiejszymi czytaniami i kazaniem w którym dominowała nasza odpowiedzialność za sprowadzenie występnych z drogi prowadzącej do ich zguby (śmierci duchowej).

   Dzisiaj Bóg Ojciec powiedział do proroka Ezechiela, a zarazem do mnie (Ez 33, 7-9), że naszym obowiązkiem jest napominanie i ostrzeganie błądzących, trwających w odwróceniu od Boga lub wojujących z wiarą. Jeżeli nie uczynimy nic, aby „występnego sprowadzić z jego drogi” to będziemy odpowiadać za jego śmierć!

   Katolicy mają obowiązek szerzenia zbawienia, upominania, ostrzegania, a nawet grożenia przyszłą karą, tkwiących w bezbożności. Tak czynię w moim otoczeniu oraz na stronie i  wciąż zapraszam ludzi do kościoła...nawet proponuję podwożenie do kościoła w celu pojednania się z Bogiem.

   Czynię to z wielkiej miłości do danej osoby, ale spotykam się z obojętnością lub brakiem odzewu (przyjdzie taki raz do kościoła i na tym zostaje), a nawet zarzutem, że straszę ludzi kłopotami po śmierci. Takich zostawiam, bo nie mogę łamać ich wolnej woli...wielu z nich umrze z własnej winy.

   To samo przekazał Pan Jezus w Ew Mt 18, 15-20: <<Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. /../ Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch /../ albo trzech świadków /../ Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech będzie ci jak poganin i celnik>>.

   Kapłan w kazaniu podkreślał to wszystko, a ja widziałem moich krzywdzicieli do których tyle lat wyciągam rękę, modlę się za nich, upominam, a to bracia w wierze...nie obcy barbarzyńcy lub islamiści walczący z krzyżem, strzelający z upodobaniem do obrazów świętych (Syria) i ścinający z demonicznym zapałem głowy figurom świętych i Matki Bożej.

    Podczas Eucharystii otrzymałem wielkie, trójkątne Ciało Pana Jezusa, które ułożyło się ochronnie. Ja wiem, że jest to dodatkowy dar Boga naszego. Moja radość była tak wielka, że chciałbym tańczyć śpiewając z innymi psalmy: „Chwalcie Boga na harfie, chwalcie Boga na cytrze...”.

   Wieczorem wyszedłem i przez 1.5 godziny odmawiałem moją modlitwę...dziesięciokrotnie powtarzając w „św. Agonii”: "rozciąganie i przybijanie Pana Jezusa do krzyża" oraz "podniesienie Pana Jezusa na krzyżu".

    Odmówiłem też zadaną pokutę (dziesiątkę różańca), a wybrałem stację drogi krzyżowej: "Pan Jezus pociesza i ostrzega niewiasty Jerozolimskie"...i powtarzałem to dziesięć razy z ofiarowaniem za upominających występnych, a to intencja także za mnie.

    Zważ, że tak zakończył się tydzień z Panem Jezusem (prosiłem o to na kolanach)...z wielką łaską na jego końcu.

                                                                                                                                        APEL