Trwa urlop, ale nie w sprawach duchowych...budzik zerwał mnie na nietypową Mszę Św. o 8.00. W obawie, że będzie kilka osób, a ja nie znam słów liturgii wyrwałem ostatnią str. z „Agendy”, a wzrok zatrzymał tekst;
"Panie Jezu! Potrzebujesz naszych rąk, by dobrze czynić.
Naszych serc, by kochać. Naszych ust, by głosić Ewangelię.
Potrzebujesz naszych nóg, by docierać do każdego."
W kościele było pełno śpiewających kobiet: "dla Jego Boskiej Chwały życie poświęćmy Mu /../”. Wołam o wierność w służbie Bogu, a do Matki Jezusa za duszę ojca ziemskiego. Przyśnił się, ucałowaliśmy się, ładnie wyglądał. Poprosiłem też o rodzinę jak daleko sięgają jej dusze...”Pomóż im Panie”!
Eucharystia wywołała ekstazę...musiałem wolno oddychać, a dusza śpiewała: „Niech żyje Jezus zawsze sercu mym." Po wyjściu z kościoła zaprosiłem znajomą rodzinę do codziennego uczestnictwa w Mszy Św. Przestrzegłem, że będą przeszkody podsuwane przez Szatana ("ważne sprawy" z gotowaniem kapusty włącznie).
Wyjaśniłem im słowa Jezusa o podziałach w rodzinie oraz o poziomach miłości: do Boga, później dziecka, małżonka i całej reszty (cztery stopnie). Od proboszcza nie chciałem przyjąć za leki, ale zgodziłem się ze słowami, że przekażę je biednym.
Napłynęło wielkie pragnienie pomocy dziadkowi z wielodzietnej rodziny. Pojechałem, przywiozłem go do poradni kardiologicznej, kupiłem leki i prowiant dla rodziny i odwiozłem. Nie mógł się nadziwić, nie wiedział jak się odwdzięczyć, wprost był zaskoczony, a ja wskazałem na Boga Ojca! W drodze powrotnej otrzymałem - od Pana Jezusa - piękne słoneczniki, które rosły na bezpańskiej skarpie…
Przepłynęły obrazy; szejk z Arabii Saudyjskiej pomagający w rozdzielaniu bliźniąt syjamskich oraz kobiety przynoszące dary z serca: za te grzybki proszę przyjąć kawę!
Urlopu nie mam też w pogotowiu. Trafiłem do „dziadowskiej” rodziny - wg słów prezydenta i premiera - z pijakiem agresywnym także do mnie. Zabieramy dzieciątko, którego matka nie ma grosza…daję co mam w kieszeni. Dziękuje zadziwiona...
Później w czasie modlitwy od sąsiadki wynosili dobre meble - w tym wersalkę - dla biednych. Ilu ratują przeszczepy naszych narządów! Z jakiegoś garażu dobiegnie tęskna piosenka, a ja w tym czasie będę wołam za biednych i radosnych dawców. W sercu przepłynie świat, a bliżej bardzo poparzona dziewczynka (nieostrożność pijanej matki), którą wspomagam…
Pan da jeszcze stary list do Jacka Salija, gdzie były moje słowa o ubóstwie: „Ja stykam się z ubogimi, ale większość nie przyjmuje swojego statusu społecznego. Ubogim jest ten, który to przyjmuje. A naprawdę u b o g i m jest ten, który wyrzeka się wszystkiego w sercu. Mnie na starość marzy się „kurna chata” zamykana na skobelek. To, co posiadam już jest nie moje."
Przypomniały się słowa Ew (Łk 14, 33): „Tak więc, nikt z was, jeśli nie wyrzeknie się wszystkiego, co posiada nie może być moim uczniem”. Dzisiaj, gdy to edytuje (08.10.2018) Bóg Ojciec mówi do mnie:
<<W sprawach materialno - bytowych zawsze zawierzcie wszystko Bożej Opatrzności. W życiu człowieka liczy się nade wszystko wyłącznie realizowanie Woli i Myśli Bożej. To Ja zawsze lepiej wiem /../ co przyniesie większą korzyść dla waszej duszy. Znam was lepiej, niż wy samych siebie znacie>>.*
APeeL
*Bóg Ojciec Przekaz nr 741 z 26 lutego 2017