Wracam do domu po dyżurze sylwestrowym (piątek)...wytrwałem w poście (tylko chleb rano). Serce zalewała słodycz Boża, a w oczach miałem łzy radości. Dom, w progu żona, wspólne śniadanie, a po dwóch godzinach Uczta Pańska.

    Posłuchałem natchnienia: „spowiedź”...i udało się. Kapłan mówił o większych atakach Szatana na sługi Jezusa oraz zwiększonej u takich wrażliwości na grzech oraz jego poczuciu. Nasze sumienie jest w dużych rozterkach. Łzy pojawiły się w oczach, a właśnie „patrzyła" Św. Rodzina. Po św. Hostii podziękowałem Bogu za wszystko i przepraszałem.

    W telewizji trafiam na audycję o wierności psów i ich miłości do ludzi. Pies ocalił swojego właściciela...ściągnął go z torów przed przejeżdżającym pociągiem. Z takich torów prowadzących na manowce i zgubę ściągnął mnie Pan Jezus.

   Moje serce zalała wdzięczność...mignęła reklama filmu „Sara”, gdzie uratowano życie gangstera. Płynie reportaż o zamachu na Jana Pawła II. To dowód na cud ze strony Matki Zbawiciela. Pan poprzez cudowne ocalenia ciała ukazuje ocalenie duszy...w tym cudowne poprzez Jego interwencję (często wymodloną przez innych).

   Piszę to, a właśnie uratowano rybaka płynącego na oderwanej krze (na Narwi)...naprawdę groziła mu śmierć. Strażak, który go wybawił od śmierci został ciężko ranny. U mnie były to modlitwy pacjentek oraz żony, a ocalenie całej ludzkości sprawiła Męka Zbawiciela. Ilu wyraża wdzięczność za to? 

    W ręku mam artykuły; „Od śmierci dzieliły je minuty”, „Wątroba dla Oli”. Przepływa moje życie, zespół prof Religi (hazard i drinkerstwo)...na takiej krze płynąłem prosto do otchłani. Teraz nadchodzi ratunek. Pan Jezus rzuca do mnie linę ratunkową z napisem n a w r ó c e n i e, ale ja nie mogę jej uchwycić.

    Wczoraj wytrwałem, a dzisiaj spożywam zakrapianą kolację...wciąż fala rzuca mną to tu, to tam.

                                                                                                                        APeeL