Nic nie zapowiadało wybuchu „cudu Boskiej Miłości” (jak w piosence). Zły wskazywał na mszę wieczorną, a mam być na sumie w pobliskim kościele, gdzie organista marnuje talent. Podczas wspólnych wczasów próbowałem wyciągnąć go na codzienną mszę, ale wykręcał się, bo stale jest blisko Boga!
Przedrzeźniałem go pytaniami;
1. synku? czy wyćwiczyłeś ten głos czy taki ci dałem?
- no, no....
2. czy grałeś Mi na rogach ulic, dla Mojej chwały?
- a no, no...
3. czy leżał tam kapelusz z napisem; „proszę nie wrzucać drobnych, ale wesprzeć biednych”?
Śmieliśmy się, bo zrozumiał, że jego bliskość z Bogiem ma charakter etatowy. Teraz śpiewał przejmująco; „za miłość Twą Jezu...o! jak Cię kochać mam...Tyś Zbawcą moim Panie - miłować naucz nas”.
Ze łzami w oczach idę po Ciało Pana Jezusa, a ból rozrywa serce. Padłem na kolana, a kapłan kończy Mszę świętą. Gdzie i po co się spieszyć? Podjechałem pod krzyż i zapaliłem lampki.
Tęsknota za piękną miłością Pana Jezusa wróciła na dyżurze, gdy w pokoju lekarza dyżurnego usłyszałem piosenkę hiszpańską; „Moją miłość”. Z serca wyrwało się wołanie; „Jezu! Jezu! moja ostatnia miłości, Zbawicielu drogi. Ty i tylko Ty. Popłakałem się, a serce krzyczy dalej; „Ty mnie zawołałeś...nieodwracalnie!...nieodwracalnie! Miłość na wieczność!!”.
To wybuch pięknej miłości. Ten wybuch nie może spowodować zawału serca, ale może je rozerwać. Jestem lekarzem i wiem, że tak wielki ból może zabić, bo istnieje pewna granica wytrzymałości naszego serca. Sprawia to tęsknota za oddalonym Najść. Sercem Pana Jezusa, a bliżej Boga.
Teraz śpiewam z piosenkarzem;
„Jest Jeden Jedyny, którego kocham najwięcej. Jemu życie poświęcę, wszystkie noce i dni”... dla Niego wszystko mogę znieść”.
Ten żar tęsknej miłości można ukoić tylko św. Hostią...darem naszego Boga Ojca na czas oddalenia.
6.30 Ponownie wybucha miłość do Boga, bo siostra śpiewa; „serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat, serce wielkie nam daj...”.
Wprost chcę krzyczeć ze słowami pieśni: "Ty Jesteś godzien! Ty jesteś godzien! Ty Jesteś godzien Ojcze, Boże Niewypowiedziany”!
Nie mogłem wyjść z kościoła, nie mogłem jechać samochodem. Nie ma mnie dla świata. To prawdziwe niebezpieczeństwo, bo nie możesz nagle wrócić do pełnej sprawności ciała fizycznego, które w tym momencie „nie istnieje”. Nie pojmiesz tego, musisz sam to przeżyć... APEL