O 1.35 po załatwieniu w  ambulatorium błahostki (zakażenie z pręgą na ręce, która straszy śmiercią, a bardziej niebezpieczna jest każda dziura w zębie)...wróciłem do łóżka, ale napłynęła prośba od Pana Jezusa...

  • Pozostań ze Mną...nie wiem, co mam czynić próbując modlitwy.

  • Panie Jezu, nie wiem czy Ty mówisz do mnie...jeżeli to Ty, Jezu przekaż mi jak brzmi matka po aramejsku? 

  • Nigdy tego nie rób, bo nigdy nie otrzymasz odpowiedzi na takie pytanie, ponieważ jego podłożem jest ciekawość i nieufność!! 

  • Przepraszam Panie Jezu...moja ciekawość wynika z chęci przeniesienia się do Cie­bie w tamte czasy...jak żyłeś, czy bolał Cię kiedyś ząb? *

  • Nie chorowałem! 

  • A higiena osobista...obcinanie paznokci!

  • To problem, ale były specjalne nożyce i kamienie do szlifowania! 

  • Jedzenie...co lubiłeś? 

  •  Wszystko, ale jadłem bardzo mało! 

   5.20 wyjazd, a po placu przed pogotowiem chodziła świnia. Zrobiło mi się smutno, ponieważ ktoś będzie miał kłopot. Faktycznie później właściciel szukał jej na rowerze. W wielkiej delikatności załatwiłem ciężki napad kolki wątrobowej - to prosta cho­roba, ale każdy ma inną metodę.

   Ja mam następującą: podczas szykowania zastrzyku podaję pod język nitroglicerynę. Zastrzyk ścisłe dobieram do wagi pacjentki (wówczas daję podwójną dawkę środka rozkurczowego), atropinę mniej niż w ampułce, pyralginę i tro­chę fenactilu. Próbują mnie chwalić, ale szybko uciekamy (po zapisaniu recepty).

   Wróciłem do domu z pragnieniem odpoczynku, a demon znowu swoje: "widzisz...widzisz, nie będziesz mógł pędzić życia wg woli własnej,będziesz mu­siał robić to, co co każe ci Bóg!"

- "Kto do mnie mówi...przecież Ojciec nigdy nie straszy!"...

    O 9.30 do mojego serca zapłyną słowa ks. Józefa Zawitkowskiego, który mówił  o tym, który miał 5 chlebów i dwie ryby...nikt o nim nie wspomina, a przecież mógł być podczas Bolesnej Męki Jezusa w Jerozolimie.

   Dalej mówił, że nie może się nadzi­wić mocy, którą przekazał nam Bóg: "całuję ze czcią namaszczone ręce nowo wyświęconych kapłanów, a w sercu noszę za nich modlitwę i pragnienie, aby za­wsze byli dobrzy, czyści i święci...aby żaden z nich nie odszedł i nie zginął!"

   Padły pięknie słowa o Panu Jezusie...bezdomnym, który dał mu moc rozdawania św. Hostii, mówienia kazań...nawet przekazał władzę nad złymi duchami! Wtedy uważał, że może nawrócić cały świat.

   Także do mnie: "Pan mnie wybrał i nie moja w tym zasługa...idąc za Nim nie otrzymam nic ziemskiego, ale wiele więcej...aż do zapisania w Księdze Życia! Jezus mnie umiłował, zaufał i posłał, a przecież tylu jest lepszych! Nawet to, że trwam przy Jezusie, to Jego łaska. To On mi podaje Rękę, tyle razy mnie osłonił i to On mnie ochronił przed ukamienowaniem!"

   Teraz jesteśmy na Mszy św.  i ponownie między sercem moim i kapłana przeleciała "strzała miłości"! W kazanie kapłan świetnie mówił o modlitwie, gdzie ludzie stale proszą (tak czynią Żydzi). Dzisiaj była piękna Ewangelia ze Słowami Jezusa:

    "Szukacie Mnie nie dlatego, że widzieliście znaki, ale dlatego,że jedliście chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy"... 

   Cóż z tego rozumie przeciętny człowiek? Na pewno "przepuszcza" te Słowa, przy­sypia lub rozmyśla o wszystkim (czyli o niczym). 

   Zły zaatakował po powrocie: rozdrażnieniem, zaczepną córką, włączoną telewizją i głu­potami tam pokazywanymi. Nic już nie cieszy mnie na ziemi...uciekłem na działkę i tam wszystko zapisałem. 

                                                                                                                                 APeeL