Tuż po przebudzeniu przeprosiłem Najświętszego Tatę za zmarnowaną łaskę (upiłem się na początku kursu, trzy lata wstecz). Wówczas, podczas przejazdu autobusem modliłem się w uniesieniu, a na miejscu (w Szczyrku) planowałem chodzenie po kościołach.

   Wołałem w bólu, a wzrok zatrzymały uśmiechnięte oczy Pana Jezusa z Całunu („masz to już przebaczone”). Tutaj jest ciekawy problem, bo gdybym nie upadł nie byłoby całego ciągu zdarzeń z docenieniem straty duchowej. Dodatkowo w kuchni przywitał mnie cień aniołka wiszącego na oknie (ochrona, pomoc).

    Musisz zrozumieć, że tak właśnie mówi do mnie Pan (nazywam to „mową Nieba” czyli znakami Boga). Pocałowałem Twarz Zbawiciela i pobiegłem do Domu Pana, a towarzysze byli też w akcji. Marzy się, aby katolicy byli tak wierni Bogu jak oni jakiemuś nędznikowi...

    Dzisiaj Pan Jezus powołuje Apostołów. Płynie pieśń: „wszystko Tobie oddać pragnę i dla Ciebie tylko żyć”. W jednym błysku nastąpiło połączenie z Panem Jezusem Miłosiernym, a ból ściskał serce ze łzami w oczach. Eucharystia pękła...Pan Jezus będzie dzisiaj ze mną (”My”). „Przecież Jezu smutny jest ten czas, o Jezu pociesz nas”.

   W przychodni, jak nigdy już o 10-11.00 stała się cisza. Aniołek nie pokazał się na darmo. Pomagam, radzę, daję. Z babcią rozmawialiśmy o krzyżu na ścianie, który po skasowaniu oddziału wewnętrznego pielęgniarka przyniosła pod fartuchem.

   W sercu pojawili się ci, którzy wstydzą się krzyża. Po wyjściu z pracy posprzątałem przy moim krzyżu i postawiłem Panu Jezusowi nowe kwiaty, a z powodu tęsknej miłości trafię na ponowną Mszę Św. wieczorną...

                                                                                                                                  APeeL