Dzisiaj kończy się oktawa Bożego Ciała z procesja wokół kościoła. Tuż przed Mszą św. wieczorną doszło do oberwania chmury z wichurą i piorunami. Jednak na czas uroczystości zrobiła się piękna pogoda. Pozostałem na zewnątrz, ponieważ w maseczce jest duszno, a przybyło dużo wiernych, w tym dzieci po Pierwszej Komunii św. z rodzicami.

   Nie miałem żadnych przeżyć, a podczas śpiewanej litanii do Serca Pana Jezusa chodziłem po placu kościelnym. Jak nigdy byłem ciekaw jak zostanie podana intencja modlitewna. Jako ostatni poszedłem za piękną procesją z Monstrancją.

   Nagle znalazłem się na drodze do Królestwa Bożego (nie bierz relacji dosłownie, bo ja nie mam żadnych wizji)...chodzi o to, że świeciło słońce, śpiewały ptaki, a ja sam szedłem po kwiatach usypanych Panu Jezusowi...w tym po czerwonych różach. Wiele z nich zebrałem (później położę przed figurką MB Niepokalanej). 

    To było jakby podziękowanie od Boga za pracę przez dwie noce (edycja świadectw z relacją z walki duchowej na blogu prof. Jana Hartmana (www.polityka.pl).

   Pomyślałem, że tak właśnie święci wchodzą do Królestwa Bożego. Podczas błogosławieństwa Monstrancją padłem padłem na kolana (na placu kościelnym) i nie mogłem wstać.

    Na Mszy św. nie docierały czytania, ponieważ małe dzieci nie potrafią wymawiać trudnych słów i nie sięgają mikrofonu. Natomiast z psalmu 97(96) napływał tylko tytuł; „Niech sprawiedliwi weselą się w Panu”. Podczas podchodzenie do Eucharystii - z pieśni śpiewanej przez chór - w serce wpadły słowa o pragnących darów nieba, Ciało Pana Jezusa ułożyło się ochronnie...

    Przemieniony i spragniony modlitwy wyszedłem na "Orlik" z grającymi w piłkę. Zdziwiłem się, bo w wielkiej kałuży ujrzałem tęczę. Nie mogłem tego zrozumieć, ale po czasie stwierdziłem, że to było odbicie tęczy na niebie. Normalny człowiek powie; "tęcza, cóż wielkiego"? Trwała na niebie przez cały czas mojej modlitwy (około godziny)…

   Zadziwiony tym zestawem "duchowości zdarzeń" pomyślałem o cudach, które na nas czekają, a których nawet nie można sobie wyobrazić. W tym czasie ludzie tkwią w ziemskich marnościach, większość nie interesuje się swoją przyszłością (wiecznością), negują, wyśmiewają, a nawet szydzą z bluźnieniem naszemu Bogu Ojcu, który nic nie ukrywa.

    Aktualnie na blogu prof. Jana Hartmana „rapuje” Qba; „Katolicyzm, Najgorsza religia świata /../ W której cierpienie jest życia celem /../ W której Watykan decyduje co jest cudem. Panując w ten sposób nad ogłupiałym ludem /../ Dlaczego nie wybraliście bajki, która dobrze się kończy?

    Dla mnie Cudem Ostatnim jest Eucharystia, nie potrzebuję żadnego innego, a nasza wiara jest jak bajka, która kończy się powrotem do Boga Ojca, do Raju.

   W końcu moje serce zalała radość Boża...nawet zacząłem śpiewać po swojemu, że: "nasza miłość nie jest już snem, zbliża nas i wiecznie będzie trwała”...

                                                                                                                                   APeeL

 

 

Aktualnie przepisane...

11.10.2006(ś) ZA UZDRAWIAJĄCYCH DUCHOWO

    Na dzisiejszej Mszy św. o 6:30 Eucharystia pękła na pół. To była zapowiedź bardzo ciężkiego dnia w pracy. Nie mogłem wyjść z kościoła, łzy zalały oczy, a serce pragnienie powrotu do nieba...  

    Dziwne, bo z kościoła wziąłem pozostawioną książeczkę misjonarza Serca Jezusowego o. E. Tardif „Radość uzdrawiania braci”, którą czytałem zadziwiony, bo już wcześniej pytałem Pana o ten dar. Wówczas napłynęła odpowiedź, że przecież uzdrawiam d u c h o w o. To prawda i to potwierdza moja radość uzdrawiania braci.

     Obecnie wiem, że nie nie można leczyć samego ciała...szczególnie przez kolegów psychiatrów, bo wówczas ludzi traktujemy jako zwierzęta na dwóch nogach. One mają cierpienia podobne do nas...właśnie kotka chodzi pod oknami i płacze, bo zginęła jej czwórka dzieci.

    W moim wypadku posługa rodzi się z Eucharystii. Dzięki jednaniu duchowym z Panem Jezusem jestem „człowiekiem duszą”, a tego stanu nie można przekazać. Uzdrawianie jest jednym ze znaków ewangelizacji (ludzie potrzebują cudów).

    Pacjenta musimy traktować jako całość; psycho-fizyczną i duchową. Poprzez skierowanie pacjenta ku Bogu wyzwalamy go od złych wpływów. Wielu kapłanów nie rozumie tego i nie wskazuje na Dobrego Lekarza lub MB Dobrego Zdrowia.

   Ty, który to czytasz zapamiętaj, że leżąc w szpitalu masz prosić o uzdrowienie. Może nie wyleczą cię z chorób ciała, ale w tym czasie natkniesz się na kapłana. Podczas mojego pobytu na chirurgii był tam młodzieniec, który sam sobie zaszkodził (nagrzewał miejsce zapalenia wyrostka robaczkowego, który pękł). Przekazałem mu, aby natychmiast wołał do Boga Ojca, przystąpił do Sakramentu Pojednania i ofiarował to cierpienie.  

    Ze świadectwa o. Tardifa "Radość uzdrawiania braci” dowiedziałem się, że uzdrowiony może być także niewierzący i negujący uzdrowienia, a uleczenie takiego jest wezwaniem do wiary. Bóg Ojciec bardziej kocha takich (mogą się w ten sposób obudzić), a nawet negujących cud takiego działania (wezwanie do wiary).

    Posiadanie charyzmatu nie świadczy o świętości danej osoby. Charyzmat uzdrawiania nie świadczy o naszej świętości. Moje działania polegają na wołaniach do Boga w odczytanych intencjach ...o ich owocach dowiem się po śmierci. To są Msze św. z Eucharystią, ofiarowywanie cierpień z umieraniem podczas modlitw (współcierpienie z Panem Jezusem w Bolesnej Męce).

    W oddziale wewnętrznym miałem chwilkę spokoju, bo trwało śniadanie.  Zapiski robię w konspiracji, a dzisiaj mam ciężki dzień, ponieważ trwa Sejm RP. Wówczas - jako zagrażający porządkowi publicznemu - podlegałem nasilonej inwigilacji "łowców szpiegów"! Koledzy reprezentujący psychiatrię radziecką określają to „urojeniem prześladowczym”. "Panie Jezu ilu jest tak wiernych Tobie? Ilu marnuje swoje życie służąc opętanej ideologii".

   Nie ma lekko, bo pracuję na dwa fronty (zastępstwo w oddziale wewnętrznym i w przychodni). Właśnie trwa zamieszanie, a w tym czasie wchodzi pacjent z napadem kolki, który wymiotuje. Bezlitośnie odesłano go z pogotowia, które jest na dole budynku.

    Wpadli też od rodziny umierającego u którego też było pogotowie. Kolega nie zabrał go do szpitala, ale zalecił wizytę domową (brak serca i spychoterapia)...i tak bez wytchnienia do 18:15...

    Nie denerwowałem się i nikomu nie odmówiłem pomocy, bo pracowałem z łaską Pana Jezusa. Zważ, że w środy i piątki pościmy z żoną w intencji pokoju na świecie i zamiast o 10:35 wychodzę do pracy o 7:00, bo w takich dniach mam wielu umówionych pacjentów...

                                                                                                                     APeeL

 

11.12.2006(p) ZA DUSZĘ OJCA ZIEMSKIEGO

    Wczoraj czytałem o Ku Klux Klanie, gdzie wyznawano zasadę: „będziesz miłował złego czy dobrego, ale nigdy wroga swego”. Zobacz zasady zbrodniarzy. Napływa pragnienie wykonania jednego dobrego uczynku za jakąś dusze czyśćcową.

    Przyśnił się zmarły ojciec w domu rodzinnym ze śpiącą matką (mam to po niej). Jechałem rowerem do kościoła, a po drodze zapaliłem lampkę pod krzyżem Pana Jezusa. Przepłynął także bałagan życiowy, wódka, a wszystko zakończyło się obrazem świętym w pięknej ramie.

   5.50 Zły zaleca „msza św. wieczorna, później”, bo wiedział, że padnę umęczony. Kapłan mówił o naszej wierze, a ja przed chwilką krążyłem - z pustym sercem - wokół kościoła. Ilu tak postępuje? Szkoda, że nie mówił wprost od Pana Jezusa: „przyszedłeś do Mnie, a nie chcesz Mnie (Ciała Zbawiciela)”. W nagłym błysku pojawiła się łączność z Bogiem Ojcem...”niech Pan przyjmie ofiarę z rąk twoich”. Idę do Komunii św. a siostra śpiewem prosi, by Pan Jezus rozpalił w nas miłość.

    Dzisiaj wołam za dusze ojca ziemskiego. Poprosiłem o wstawiennictwo także MB Anielską. Po zjednaniu z Panem Jezusem łzy zalały oczy, siedziałem mały i cichy, nie miałem ciała fizycznego i nie mogłem wyjść z kościoła.

   Na koniec otrzymałem błogosławieństwo kapłana na każda chwilkę dzisiejszego dnia. W takim stanie nie nadaję się do pracy (przewaga duszy nad ciałem). Pokój Boży zalewał serce i duszę, a cały czas z radia, które mam w gabinecie płynęła kojąca muzyka: „Jezu! Jezu! Jezu mój!” 

   Nawet przybyła pacjentka - kucharka pachnąca zupą zacierkową...ojciec ziemski bardzo ją lubił i nawet w największym gniewie przepraszał się z matką! Pamiętam jak musiał wstawać o 4.00 i biec dwa kilometry do „ciuchci”, aby wyżywić rodzinę jako stolarz.

   Od 8.00-15.00 było bardzo dużo chorych, a ja za duszę ojca pracowałem całkowicie bezinteresownie...od nikogo nie przyjąłem żadnego daru. Wielką radość miałem po załatwieniu pierwszego chorego: obcy, głuchy i całkowicie zagubiony. Załatwiłem mu odwiezienie do domu, ustaliłem wizytę u specjalisty i wypisałem zlecenie na transport (do podbicia w rejonie). Dla kolegi napisałem informację.

    Taki dzień się zdarza raz...z radością ,bezinteresownej pracy. Jakże Bóg czeka na takie czyny…

                                                                                                                             APeeL

 

15.12.2006(pt) ZA GADACZY

    Z Mszy św. radiowej kapłan mówił o mądrości i wspominał Sokratesa:

- czy mówisz prawdę?

- czy to, co mówisz jest dobre?

- czy konieczne, abyś to mówił?

     Dzisiaj, gdy to edytuję (19.06.2020) dodam, że; "otwierasz usta mów o Bogu". Czyli wciąż o tym samym wg moich trzech sióst ateistek. Kapłan nazwał klepiących głupstwa;  g a d a c z a m i, a każdy zna z telewizji "gadające głowy"...także ze strony kandydatów na prezydenta (aktualne wybory). 

    To nie jest przypadkowe, bo ja walczę z tą wadą, ale wszystko na nic. Jadę do kościoła i gadam do siebie (nigdy się nie nudzę). Przypomniał się żart; facet idzie i śmieje się. Gość pyta o co chodzi... 

- Opowiadam sobie kawały...

- Ale dlaczego pan macha rękami?

- Bo niektóre już znam!

   Tuż po Mszy św. w sklepie mięsnym prosiłem ekspedientkę, aby ostrzegała ludzi, bo tę wędlinę może ktoś spożyć. Czy masarnia zmieniła już nazwę? Powinni nazywać się „Złe mięso”, bo złapano ich na przetwarzaniu padliny.

   Gadałem w kwiaciarni, aptece i do pani handlującej jajkami! W sklepie z używkami mówiłem o potrzebie napisu...jak na barze „U grubego Joska”. Można dać też „U trzeźwego Janka” (drinkujący), a w sklepie z papierosami powinien być duży napis „Nie pal umrzesz zdrowszy”. Oprócz wódki „Gorbaczow” wprowadzić „Ladacznicę” z rosyjskiego „Putinówkę”.

    7.00 -15.00 Nawał chorych, kłótnie i moje żarty. Biednej oddaję „kieszonkowe” mówiąc, że nie zbiednieję!

    Wczoraj czytałem rozmowę Apostołów w domu Łazarza, gdzie padły słowa: „Mówmy jak najmniej, a róbmy jak najwięcej /../ jeśli Jemu nie uda się zmienić serc...to czy ty masz nadzieję zrobić to swoimi słowami /../”.*

    Zawołałem tylko; „Tato! Tato!! Ja wiem, że to wszystko od Ciebie - w tym próby, abym stał się prochem, nie gadał, nie dyskutował i nie kłócił się o wiarę…abym miał radość z prześladowania i krzywd z Twojego powodu”. To jest bardzo proste, ale trudne do wykonania...

                                                                                                                                     APeeL

* „Poemat Boga - Człowieka” t II str. 187

 

12.12.2006(w) ZA ZNALEZIONYCH

MB z Gwadelupe

    Z radia płyną słowa kazania o zagubionej owcy, a z włączonej kasety pada zdanie: „Prowadź nas Panie Jezu”. Na Mszy św. o 6.30 kapłan mówił o zgubieniu małego chłopczyka na kolonii, który oddalił się od grupy. Nie wiedział, gdzie stacjonują. Ludzie prowadzili go wg drogi, którą zapamiętał i odnalazł swoich. Ja sam mam złą orientację w terenie...

    „Bóg nie chce zguby grzesznika”. Łzy zalały oczy podczas Komunii świętej, gdy siostra śpiewa „Maranatha”...Przyjdź Panie. Padłem na kolana przed Bogiem Ojcem i z rozdartym sercem wołam, aby szukający odnaleźli zaginionych.

   Nigdy nie robiłem tego z tak wielką żarliwością...”niech się wyjaśni, niech się stanie”. To było wołanie wprost do Najświętszego Serca Boga Ojca. Nie mogłem się ukoić, chciałbym tu zostać, a trzeba wracać do świata. Jak bardzo cierpią święci. Wyobraź sobie to przez chwilkę...

    Piszę to, a z telewizji pada słowo „znaleźć” (tak jest często w mojej duchowości). Pokażą też zagubienie 7-latka, który wyszedł, aby odnaleźć swojego psa...to blisko Kobylnicy, gdzie pracowałem w Oś. Zdrowia. Płacze matka zabitego syna w kopalni „Wujek”...została sama. Wielką ulgę dało odnalezienie zwłok zamordowanych w Katyniu.  Jeszcze program „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”:

- odnaleziono zwłoki zaginionego, który popełnił samobójstwo jeszcze przed stanem wojennym

- także odnaleziono zwłoki dwóch prostytutek, ofiar „Kuby rozpruwacza”.

   Dzisiaj, gdy to przepisuję 19.06.2020 szukają rozkawałkowanych zwłok zamordowanej przed dwudziestu laty młodej dziewczyny. Podejrzewany przez społeczność wygadał się do kolegi, że ją zamordował, a zwłok nie znajdą. Tak postępowano z bestialsko mordowanymi Polakami...to było słuszne, bo w ten sposób kasowano możliwość kultu.

   Natomiast w „Fakcie” pani Teresa została rozdzielona z siostrą, którą matka oddała ze względu na sytuacją materialną, wyznała jej to umierając i zaleciła jej odnalezienie; „Jadziu, gdzie jesteś?”.

    Każdy wie o co chodzi, wymieniłem tylko przykłady, a chodzi o sama intencję z poświęceniem mojego dnia życia, Mszy św. z Eucharystią i modlitw. O owocach tego działania dowiem się po śmierci...

                                                                                                                                 APeeL