Nowy tydzień zaczynam z modlitwą na kolanach, a po chwilce czytam w "Dzienniczku" s. Faustyny: "Oko Moje śledzi każdy ruch serca twego (...)". Jezus mówi dalej do mnie, że Sam kształtuje moje serce wg Swoich zamiarów. "Nie wolno mi bać się niczego, wszystkie obawy mam przekazywać Jemu w prostej mowie serca, która jest milsza niż hymny".

    Sam zacząłem krzyczeć: "Jezu mój, Jezu...wszystko, co Boże jest bardzo proste, skromne i delikatne". Tak właśnie tego poranka narastała tęsknota za Jezusem. Wolno szedłem do pracy powtarzając "Ojcze nasz".

    Jakże smutny jest znajomy, widzę jego przegraną, wierzył tamtej władzy, może w czymś uczestniczył? Dlaczego byli tacy okrutni: przybijano ofiary gwoździami do ściany! Sam to widział i może wskazać miejsca, gdzie są pochowani. Serdecznie mu współczuję, to człowiek niewierzący i zagubiony, ale nie czuję, abym miał wskazywać mu Drogę!

- Nie pojmie pan zła, potwornego zła bez przyjęcia działania szatana. Nie pojmie pan, że on chce wszystko zniszczyć. Oto Saddam Husajn, który przy odpowiedniej władzy może podpalić świat razem z sobą. Jak pan to wytłumaczy?

- Pani choroba to jest głaskanie po głowie przez Stwórcę!

- Pani wpadła w pułapkę posiadania z hasłem wywoławczym: "płot, miedza...granica!

- Ma pani 72 lata...ja stwierdzam, że pani jest zdrowa. Kto panią kieruje ku zazdrości o zdrowie innych? Proszę pomyśleć kto? Wyjaśniam jej, że jest to zagrywka złego. Potakuje i dziękuje, sama wie jak wybrnąć z tego; trzeba odmawiać "Ojcze nasz"! Pacjentka wychodzi, ktoś ją pyta (dłużej przebywała w gabinecie); no zdrowaś?...zdrowa!

- Proszę nie szerzyć kultu śmierci nagłej...strofuję inną.

- Czy ma pan przyjemność w zabijaniu?

   Teraz głuchoniema próbuje mi wytłumaczyć, że otrzymała bardzo małą rentę i z rezygnacją macha ręką. Natchnienie sprawia, abym ją wspomógł: "daj jej, daj jej!" Zrozumiałem, właśnie jej mam dać nienależne pieniądze, mam ją wspomóc. Położyłem palec na usta i podarowałem jej kawę, torebkę orzeszków laskowych i sporą sumę pieniędzy. W sercu chciałem uczynić to wcześniej, ale czekałem na okazję. Jakaś lekkość...jakieś dobro.

   Ostatnia pacjentka to siostra zakonna od której napłynęła dobra energia. Rozmaimy o sprawach duchowych. Potwierdza istnienie diabła, sama wymienia kuszenie polegające na odwlekaniu wykonania dobrych uczynków...szczególnie podczas pójścia na Mszę św.!

   Mylnie oceniła miejsce przebywania złego: "we mnie, jeżeli nie wykonuję Woli Bożej". Nie przyjmuje, że jest to normalna niewidzialna postać. Potwierdza, że małej Teresce ukazywał się podstawiony spowiednik, który mówił: "Niech będzie pochwalony", ale bez "Jezus Chrystus".

   Daleki wyjazd pogotowiem z ciszą, dobrem i pokojem w sercu. To całkiem inny dzień. Jeszcze nie dojrzałem do modlitwy bez wezwanie. W obecnej fazie zgłaszam się do Jezusa - po Jego wezwaniu! Może dożyję stanu w którym będę b i e g ł do Niego - bez Jego wezwania! Tego nie wiem.

   W kurnej chatce dwójka ładnych dzieci i piękna, młoda matka. Czy piękna dziewczyna musi mieszkać w pięknej willi? Nagłe wezwanie: kolega jedzie do zgonu naszego niedawnego pracownika...w cyrku. Sam zobacz jakie figle robi śmierć nagła.

    Usiadłem w ciszy i modlę się za niego. Ilu to  czyni w tej chwili? Żona rozpacza, reszta w głębi serca "cieszy się", bo to nie dotyczy ich samych! Taka jest konstrukcja "normalnych" ludzi. "Panie Jezu przyjmij jego duszę".

    Słucham wczoraj nagranej Mszy św. "Jezu jakimi Ty prowadzisz drogami!" W sercu znalazłem się przed wielkim wizerunkiem Jezusa w tym kościele, pragnę duchowego przyjęcia Św. Hostii. Prawie zbliża się moment - wszystko przerywa pacjent!

    Teraz jestem w chałupce (od kilku dni mam taką serię) z umierającym dzieciątkiem. Matka jego robi mu sztuczne oddychanie, ojciec naciska klatkę piersiową. Dziecko leży w kałuży kału. Rzut oka "żyje"...bez badania stwierdzam, że jest to stan po drgawkach. Oddycha, przygryzł nawet matce palec, serce bije.

   Muszę głośno krzyczeć i odepchnąć rodziców od prawie 3-letniego maluszka. Taka "pomoc" może rozerwać płuco lub połamać żebra. Po 10-minutach jesteśmy w szpitalu...

                                                                                                                          APeeL