Wytrwałem w pracy od wczorajszego poranka z późniejszym ciężkim dyżurem w pogotowiu, a dzisiaj dalej pracuję w przychodni (jeden budynek) do 18.00. W środy i piątki pościmy z żoną w intencji pokoju na świecie.

   Zdziwisz się, ale poszedłem do swojego gabinetu (na górze budynku)...z sercem zalanym dziękczynieniem za dobroć Najświętszego Taty. Jakby na dodatkowy znak czekał na mnie tylko jeden chory.

   Ponieważ jestem chłopcem na posyłki o 10:00 wysłano mnie do wypadku dziecka z krzykiem rodziców, ponieważ nie było żadnego lekarza. Nie dość, że jestem na posyłki...to jeszcze do bicia.

   Wielu narzeka, ale nie widzą, że w tym czasie trwają klęski żywiołowe (powodzie, śnieżyca, niszczące huragany), ludzie tracą wszystko, także zdrowie i życie.

   To był dzień pracy bez wytchnienia od 7:00 do 18:20! Nikomu nie odmówiłem, ale trudno jest tak czynić bez łaski wiary. Na jej szczycie słodycz zalewała serce. Wiem już, że to było działanie Ducha Świętego: wówczas nikomu nie odmówisz i z radością niesiesz swój krzyż. W takim stanie stajesz się pacjentem mającym różne potrzeby...tak jest łatwiej nieść pomoc z miłością.

   Do domu wracałem pieszo, ponieważ syn zabrał samochód: padał śnieg i był zimny wiatr, a ja szedłem z podarunkiem dla żony (jajkami "prosto od kury").

   Nie byłem w kościele i nie modliłem się ani chwilki. Często lekarze w takim stanie umierają. Całkowicie wyczerpany padłem z śmiertelny sen...

                                                                                                                   APeeL