W pierwszych dniach wybuchu obecnej pandemii od razu wiedziałem, że Chińczykom wybuchła bomba biologiczna własnej roboty. Ponieważ wirusy "nie biorą mnie" natychmiast poprosiłem o zachorowanie (szczepienia bałem się ze względu na poreumatyczną wadę serca).

   Potrzęsło mnie trochę, miałem bóle w kończynach dolnych i byłem słaby. Zapomniałem o żonie, która leżała 5 dni...w tym czasie miałem ostatecznie ujrzeć jaką jest łaską. Chodziłem dodatkowo na jej codzienną Mszę św. i żartowałem z przestraszonych i tak było dotychczas. Gubi nas pewność siebie!

31.10.2021 Przewiało mnie na boisku, bo zrzuciłem kurtkę z powodu upału i potów.

02.11.2021 Nagle, w nocy wystąpiła narastająca słabość, bóle mięśni i strzelające w kościach (szczególnie w miejscu złamania kostek nogi lewej), stękanie z utrudnionym oddychaniem (wzdychanie), "śmiertelne" dreszcze (nawet po wystawieniu ręki spod kołdry) i zlewne poty. Normalny sen był niemożliwy, budziłem się zlany potami.

    Mimo tego byłem na Mszy św. porannej, a później na wieczornej poprzedzonej cz. Bolesną Różańca odmawianą przez wiernych. Dwie różne intencje: za dusze zmarłych z rodziny oraz za dusze zmarłych kolegów lekarzy...z którymi zetknąłem się w życiu.

03.11.2021 Objawy minimalnie złagodniały, ale dalej byłem do niczego... 

04.11.2021 Demon zalecał, abym rano - z powodu choroby - pozostał w domu, ale wszystko wyjaśni się w kościele. Jak nigdy stałem spocony i słaby w przedsionku z bólem kończyn dolnych i człapaniem podczas chodzenia...stękając przy oddychaniu jakby brakowało mi powietrza.

   Nagle wzrok zatrzymał symbol Ducha Św. nad Ołtarzem z natchnieniem, aby zgłosić się o pomoc do św. Rocha. Ponadto Eucharystię mam przyjąć na rękę w maseczce (dla bezpieczeństwa kapłana).

  Poprosiłem o uzdrowienie ze względu na to, że mam jeszcze wiele pracy do wykonania dla Chwały Boga...śmierć dla mnie to zysk, ale ważniejszy jest bój o dusze. Nawet można nie umrzeć, ale wirus może uszkodzić struktury nerwowe. Tak stracił zawód psychiatra.

    Ciało Pana Jezusa ułożyło się w laurkę jako podziękowanie za przybycie do Świątyni Boga Ojca mimo złego poczucia. Demon wiedział, że to "drobne" świadectwo wiary przekażę w świat, bo ludzie opisują tylko wielkie cuda w ich życiu, a tu normalna codzienność. Normalna, ale w mojej chorobie nie przeczytałbyś już tego.

    Królestwo Boże ma też "swoich specjalistów"...tutaj świętego od "morowego powietrza". Przecież w małej sprawie nie zwracasz się do prezydenta tylko do sołtysa. W bólu palca po uderzeniu nie prosisz Boga o uzdrowienie, bo nie przystoi, a nawet świadczy o głupocie. W ręku znalazły się zapisane słowa kazania, które kapłan mówił bez kartki (16.08.2008):

   <<Święty Roch, Patron naszej parafii ma pomóc w naszym dążeniu do świętości. Temu właśnie służy odpust ku jego czci, aby go naśladować, stać się podobnym do niego, a przez to upodobnić się do naszego Pana, Jezusa Chrystusa.

   Nasz Patron opiekował się ciężko chorymi, wtrącony do więzienia, posądzony niesłusznie, zmarł zamęczony. Mamy modlić się za naszych nieprzyjaciół, czytać Pismo, przyjmować Sakramenty>>

    Już wieczorem tego dnia stałem się zdrowy i mogłem ponownie towarzyszyć grającym w piłkę nożną, gdzie w ruchu odmawiam swoją modlitwę (1.5 godz.), a tuż przed północą dokonałem zaległych zapisów dziennika...

05.11.2021 Na Mszy św. porannej byłem nieobecny, ponieważ nie mogłem spać ostatniej nocy. Rano miałem jeszcze mokry kaszel, a po odespaniu zaległości stałem się zdrowy.

   Późno. Po przebudzeniu się usiadłem w ciszy w uniesieniu duchowym. Rano dziękowałem Bogu Ojcu, św. Rochowi, Duchowi Świętemu za pomoc w zapisach (mimo choroby). Właśnie opracowuję zaległy zapis z 15.12.2002 r. z pasującymi tutaj słowami św. Pawła (1 Tes 5,16-24):

    "Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie!".

    Moja refleksja jest podobna do świadectw tych, którzy nagle znaleźli się pod respiratorami. To bardzo groźna zaraza, broń wojskowa, która będzie wybuchała, ponieważ tak skonstruowano tego wirusa. Szczepionka działa na jakiś typ, a ten tworzy nową odmianę.

                                                                                                        APeeL

 Aktualnie przepisane

15.12.2002(n) ZA OFIARY ZŁEGO ROZPOZNANIA...

    Na Mszy świętej o 10:15 w sercu trwała pustka i senność, wcześniej rozproszył mnie brak wody święconej. Nic da 10 lat walki, ale Pan Bóg rozwiąże to...nadejdzie pandemia i będzie zakaz jej używania. Podejrzewam, że było to działanie specjalne, ponieważ szpiedzy poprzez wodę święconą mogą się kontaktować.

    Najgorszym błędem dla służb specjalnych są fałszywi szpiedzy. Tak się stało w moim wypadku. Czerwoni męczą rodaków i "ofiarę", nie chcą przyznać się do błędu i trwają w obłędzie. Śledzący są przekonani, że czynią dobro dla ojczyzny ("patriotyzm").

    W końcu robimy ze szpiega chorego psychicznie (urojenie prześladowcze)...i dalej go inwigilujemy! To paranoja łowców szpiegów w której zabijamy ofiarę ukrywając wszystko. Ten system szatański będzie trwał aż do końca świata.

    Nie docierały czytania, a była zapowiedz przybycia Pana Jezusa (Iz 61) z Ewangelią J 1,6-8.19-28 i słowami Pana Jezusa, że nie rozpoznano w proroku Eliaszu św. Jana Chrzciciela.

    Ponieważ pracowaliśmy przy remoncie łazienki do 3.00 nie mogłem podejść do Komunii świętej, a jakby na wznak zgasła lampka pod krzyżem. W ramach tej niegodności poskąpiłem drobnych na PCK...taka jest nędza nasza. Bóg Ojciec mówi do nas w nieskończony sposób, ale większość nie widzi nawet wielkich znaków!

     W telewizji czerwoni małpowali świętych Mikołajów. Tak właśnie był ubrany...marszałek Sejmu RP Marek Borowski oraz prezydencki prawnik Ryszard Kalisz. Na pewno też nie dali grosza na jakiś szczytny cel, ale zamienili się "w artystów".

     Przepłynęły zdarzenia duchowe dotyczące tej intencji;

- lekarze pomylili zdjęcia i zoperowali wodogłowie u zdrowej pacjentki! Teraz nie przyznają się, a chroni ich samorząd lekarski: "dla samych swoich"...

- młody mężczyzna doznał skrętu jądra (przypadłość nierzadka) - wówczas pojawia się okropny ból i spuchnięcie z obumarciem (trzeba otworzyć worek mosznowy, odkręcić nasieniowód i tak uratować jądro)

- kobieta po porodzie doznała sepsy (w macicy zagnieździły się bakterie: paciorkowce i gronkowce, usunięto macicę ("niech pani się cieszy, ze żyje")

- pacjentowi przebito podczas gastroskopii dwunastnicę i tak zaczął się jego horror...zmarł po 3 dniach, a był dotychczas okazem zdrowia

- teraz, gdy to przepisuję w telewizji pokażą pacjentkę z endometriozą (nieznana wśród specjalistów - ginekologów) i jej gehennę z rozgłoszeniem tego błędu dla dobra innych kobiet

   Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce płacić za tę kosztowną kurację (operacje). Przypomniał się ówczesny film w TVN: "Stan pogotowia" z podobnym problemem w USA i kłopotami doktora Novelli, który uważał, że od pieniędzy ważniejsze jest ludzkie życie.

   Po wyjściu z kościoła trafiłem na karetkę pędzącą na sygnałach. Później pokażą przypadkowo postrzelone małżeństwie przez myśliwych! Dzisiaj, gdy to przepisuje (05.11.2021) trwa szum z powodu śmierci młodej kobiety w ciąży u której oczekiwano na zamarcie płodu. Trwa dochodzenie, demonstrują niewiasty, palą świeczki przed szpitalem, a zarazem są zwolenniczkami rozrywania dzieci w macicy (aborcji).

    U mnie koledzy specjaliści potraktowali (na przełomie 2007/2008 r.) mistykę jako psychozę. Nigdy nie przypuszczałbym, że 30 lat uczestnictwa w codziennej Mszy św. to choroba, ale tak już jest w duchowości, której nie można dotknąć...tak jak św. Tomasz rany w św. Boku Pana Jezusa!

                                                                                                         APeeL

16.12.2002(p) ZA PRZYMUSZANYCH...

    Dzisiaj mam dyżur w pogotowiu, ale nie spodziewałem się tak ciężkiego dnia w przychodni. Już od 7:00 (pracuję od 8.00) trwało wielkie poddenerwowanie, zła energia wisiała w powietrzu i drżały mi ręce. Tak jest w ataku Szatana, który nienawidzi mnie, bo ujawniam jego istnienie i techniki działania.

    Dzisiaj, gdy to przepisuję (05.12.2002) potwierdzam, że zna przebieg naszego dnia. Bardzo często działa przez dobro. Wczoraj (04.12.2021) w infekcji (chyba "chińską zarazą", po modyfikacji wiarusa) zalecał mi pozostanie w domu, bo wiedział, że zawołam o uzdrowienie do św. Rocha, który jest świętym od "morowej zarazy".

     Wróćmy do tamtego dnia...

- pierwszy pacjent przybył po powtórkę leków, ale przy okazji poprosił o zwolnienie lekarskie do końca roku. Kwalifikuje się na rentę z powodu powysiłkowej dyskopatii  (usługi leśne), ale dzisiejsze zwolnienie to tylko sprawa finansowa.

- przebyte  zapalenie  trzustki, ale pacjent boi się skierowania do chirurga, a później wezwie pogotowie i trafi na mnie...pojedziemy do szpitala.

    Udało się wszystko załatwić do 14:00, ale zgodziłem się na dodatkowe przyjęcie obcej chorej i tak to się zaczęło: zadzwoni przedstawicielka z firmy farmaceutycznej, babcia ze skierowaniem do chirurga pomyłkowo weszła do mnie, wróciła kaszląca, której w zeszłym roku nie pomogłem i przez trzy miesiące krążyła po lekarzach, a następna prosząca o przyjęcie chciała zwolnienie z pracy i zaświadczenie lekarskie.

    W strasznym stanie trafiłem na obiad, a w telewizji pokazano dzikie zwierzęta w klatkach. Można porównać ich złość z moją. Natomiast w pogotowiu od 15:00 kolega emeryt zostawił mi chorą z żółtaczką zaporową z którą musiałem jechać do szpitala...ze zmęczenia zasnąłem w karetce.

    Ponownie trafiłem do chorego dziadka u którego byłem na poprzednim dyżurze ("lekarz domowy pogotowia"): dałem mu zastrzyk z powodu bólu głowy.

    Teraz jest prawdziwy problem, bo 42-latek czeka na potwierdzenie przerzutów w chorobie nowotworowej i nie można mu zlecić stałego pobierania narkotyku, a bardzo cierpi, chudnie i ginie w oczach.

   Według mnie nie doczeka tych badań w Instytucie Onkologii. Podałem mu zastrzyk i poprosiłem, aby przystąpił do Sakramentu Pojednania z ofiarowaniem swoich cierpień (ich uświęceniem).

    Teraz badam ciężko chorego w ciągu pijaństwa: bieda, zimno, brud z nagłą troską o zdrowie! Zaleciłem, aby zgłosił się do swojego lekarza domowego. Rodzina uczyniła to, a koleżanka zleciła transport z lekarzem do szpitala (bez oglądania chorego), ponieważ jest bezpośrednie zagrożenie życia.

     Ponownie wezwano mnie i musiałem wykonać jej zlecenie! Nie złościłem się, bo widziałem, że jest to w ramach intencje modlitewnej tego dnia.  Jeszcze dziecko z raną głowy, a po nim już w nocy przywieziono inne, które wypiło jakiś lek.

    Jak Stwórca to wszystko układa, bo o 3:30 ponownie miałem wyjazd do "ciężko chorego" też po alkoholu. Ogarnij cały świat uzależnionych. Po godzinie snu kolega zlecił transport (z gabinetu chirurgicznego) z "ostrym brzuchem". W karetce posiliłem się i ponownie spałem na noszach...

                                                                                                      APeeL