Mam szczęście do kłopotów, ponieważ synek grzebał się, podwiozłem go do autobusu, który właśnie odjechał. Wypchnąłem go z samochodu, a żonie powiedziałem, że zdążył, bo wciąż gra niemowlaka.
Natomiast w pracy przywitała mnie niespodzianka - nie było dyżurnego pediatry, a dodatkowo zmarła babcia (musiałem jechać i stwierdzić zgon)...jeszcze powtórki leków, matki przestraszono dziećmi, które muszą chorować, aby mieć odporność.
Dobrze, że miałem staż pediatryczny na noworodkach. Maluszek fika nóżkami, ale ma gorączkę 37.5 stopnia Celsjusza. Inni lekarze boją się takich, a z drugiej strony trzeba zachować ostrożność, uspokoić i odpowiednio poinformować matkę.
W pośpiechu opuściłem "stanowisko tortur" trafiając na "czuwajów". Wielu jest pełnych nienawiści do mnie (oto chodzi "władzy") z przekleństwami na ustach, a nic im złego nie uczyniłem...przecież sami wybrali służenie RP Ludowej.
Wrócił obraz takiego umierającego, zapartego do końca, któremu podsuwałem książki i wołałem do Boga o otwarcie jego serca. Zewnętrznie umierał jako odwrócony od Boga, a także do mnie. Może zawołał w ostatnim momencie o przebaczenie? Tego nie wiem.
Moje serce też stało się takie, a modlitwa w takim stanie jest niemożliwa. Pan Jezus prosił przez Vassule, aby wołać: "Emmanuelu! Przyjdź, mój Umiłowany, aby ożywić moją duszę".
Od 15.00 po koronce do Miłosierdzia Bożego zacząłem wołać w intencji tego dnia. Przepływali: politrucy, ubecy, ci, którzy całe życie kogoś udają, a wiedzą, ze służą zbrodniczemu systemowi. W ich intencji i całej reszty na świecie - w drodze pod krzyż z kwiatami, które kupiła żona - popłynie moja modlitwa (trwa zawsze ok. 1.0 - 1.5 godz.).
Jakby na znak natknąłem się na wielkie, całkowicie suche drzewo. To prawda, bo tak wyglądają dusze "władców tego świata". Tyle razy tędy przechodziłem, a właśnie dzisiaj go zauważyłem.
W stanie tęsknej miłości do Boga wyszedłem do kościoła, a ten stan koiła moja modlitwa. Kłamca kusił do jej wcześniejszego odmówienia, bo zna przebieg naszego dnia, szczególnie według woli Boga Ojca. Wcześniejsze odmówienie tej modlitwy byłoby "ustne" i pozbawiłoby mnie obecnych przeżyć.
Zadaniem szatana jest mieszanie szyków, nalewania młodego wina do starego bukłaka. Tę modlitwę będę odmawiał aż do śmierci! Dzisiaj, gdy to przepisuje (18 styczeń 2022) stwierdzam, że te słowa były prorocze.
Jeszcze przed chwilką w sercu płynęła pieśń: "wszystko oddać dla Niego, Jego Miłością żyć"...nawet pytałem, kto mi to śpiewa?
Jakże różne mamy powołania na tym zesłaniu, bo ja służą Bogu, a nie obłędnej idei. W ten sposób stałem się wrogiem zbrodniczego systemu! Jakby na ten moment przechodziłem obok domu kolegi lekarza, wiernego władzy ludowej, który udawał, że "pracuje w ogródku". Ile jest takich uporczywie wrednych, coś udających.
W kościele wzrok zatrzymała figura Pana Jezusa w koronie cierniowej, a to prośba o przyjęcie tego cierpienia i jego ofiarowanie (uświęcenie). Musiałbyś zrobić film i pokazywać to wszystko błyskach. Jakże pasuje moja modlitwa, bo właśnie wypada Droga Krzyżowa i św. Agonia Pana Jezusa.
Na czas tych przeżyć w ławce za mną usiadł bierny, ale wierny. Stękał przy tym i męczył się wyznaczonym zadaniem. Uciekłem do przodu, aby nie przekazywać mu znaku pokoju! Wcale nie z nienawiści, ale dla jego obudzenia. W tym czasie błagałem Boga Ojca intencji uporczywie wrednych, a przepływały osoby nawet z najbliższy z rodziny.
Oczekiwałem na "Polskie ZOO" po wypitym kieliszku z telewizora "patrzyła" figurka Pana Jezusa w koronie cierniowej. To wielka prośba: "nie czyń tego". Cały czas mam pokazywaną moją marność, którą znam.
Napłynął obraz obozu hitlerowskiego, a ja widzę obóz ziemię (nasze zesłanie). Stąd wyzwala nas śmierć, tam też tak było. Droga do życia jest pokazana, jest to Kościół święty, ale Szatan podsuwa namiastki; innych bogów, wszelkiej maści dobro, w tym używki.
Na końcu tego dnia włączyłem kasetę z której popłynęła pieśń ze słowami: "Co zawinił, że był bity pejczami, obrzucany błotem i wyśmiany. Jego święte zraniono skronie, drogę swą znaczył krwi kroplami".
W ręku znalazło się "Za i przeciw" (komunistyczne udawanie świętej gazety). Padłem na kolana i podziękowałem za ten dzień, ale tęsknota nie ustąpiła. W ciszy, przy nastrojowej lampce, kwiatach w pięknym wazonie przez okna dobiegała muzyka z pijackimi krzykami młodych. To dwa światy, bo w tym czasie "patrzył" Pan Jezus z Całunu.
Popłakałem się z całego serca. Jakże piękny był to dzień...
APeeL