Na Mszy św. o 7.15 siedziałem w wielkiej pustce duchowej rozmyślając o zagrożeniu naszej ojczyzny, ujrzeniu w wyobraźni zrujnowanej stolicy, braku w domu gazu i prądu, wszystkiego, co mieliśmy dotychczas.

    Najgorsze było poczucie naszej niemocy na bezmyślne szkody czynione ręką ludzką. Teraz, gdy to zapisuję mam przed sobą moje słowa (z 15.11.1990): „Jezu mój! Twój Przeciwnik może pokonać każdego człowieka na ziem”!

    Nie trafiały do mnie słowa kapłana, a także przesłuchiwanie Apostoła Piotra i Jana przez Bezpiekę Świątynną po uzdrowieniu chromego (Dz 4,1-12). „Postawili ich w środku i pytali: Czyją mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to?” Piotr odpowiedział, że w Imię Jezusa, którego zamordowali.

    Psalmista wołał, abyśmy radowali się, bo Pan jest dobry, a Jego łaska trwa na wieki. Tak właśnie moja dusza chwaliła Boga Ojca z sercem pełnym wdzięczności, ale wczoraj.

    Nagle podczas Ewangelii: J 21,1-14, gdy Pan Jezus Zmartwychwstały przybył do Piotra z innymi...popłakałem się z krzykiem w duszy: ”Jezu! Jezu! Jezu!”. Nawet teraz, gdy to zapisuję mam ponownie łzy w oczach (14.00). Pan wskazał im miejsce, gdzie mają zarzucić sieci, a w tym czasie przygotował ognisko na którym upiekł rybę.

   Pojawił się wybuch ekstazy, z a m a r ł e m  w ciele, a po „spojrzeniu” s. Faustyny z obrazu - zapytałem przez nią Pana Jezusa - co mam czynić w obecnym zagrożeniu naszej ojczyzny?

     Z trudem dotarłem do kapłana z Eucharystią, która ułożyła się w kielich kwiatu. W takim stanie - w męczeńskiej śmierci - można oddać życie za innych. Nie byłem zdolny nawet do modlitwy, ale zacząłem wołać do Boga Ojca o ocalenie naszej ojczyzny. Pierwszy raz w życiu miałem taki stan, który będzie trwał do godz. 9.00...aż do zaśnięcia ciała fizycznego.

   To był jeden ciąg błagań o wstawiennictwa Stworzyciela w naszej sytuacji. Potwierdziło się moje wczorajsze stwierdzenie na blogu Jana Hartmana, że może nas uratować tylko Bóg Ojciec, a nie POlacy z obłowionym Donaldem Tuskiem.

   Chodzi o to, że Bóg pragnie wyproszonej interwencji, ale czyni to garstka. Większość wierzących dalej woła o swoje zdrowie, a tak było też ze mną, bo moja przemiana nastąpiła po wołaniach pacjentek i zamawianych Mszach św. w Sanktuariach. Bóg nie może interweniować, gdy ktoś nie życzy sobie tego, nie wierzy w taką pomoc i czeka nie wiadomo na co.

   To jest wojna duchowa w której zasady przestrzega tylko strona Boża. Belzebub, pełen nienawiści zabija wszystko, co się rusza, a pokazuje to jego wysłannik W. W. Putin. Ludzkość dla niego to śmieci...tak traktuje się ludzi w Fed. Rosyjskiej, także własnych żołnierzy.

   W swoim zaślepieniu z otoczeniem wierzy, że są to jego decyzje, a w szkodzeniu był szkolony prawie od dziecka. Szatan zarazem straszy go, wpuszcza mu wizję jego osądu i torturowania lub otrucia. „Na co czekam, przecież złapią mnie, po co mamy broń jądrową”...napływa od Belzebuba w jego osobie. Zważ, że ta broń ma być użyta na bezbronnych, umierających z ran bez picia i jedzenia.

   Ciekawa byłaby rozmowa z takim sługą Szatana...niosącym diabelski krzyż. Jedynym dla niego ratunkiem (dla duszy) byłoby poddanie się osądowi z przyjęciem kary śmierci. Podarowałbym mu książeczką takiego skazańca („Za 5 godzin ujrzę Jezusa”).

   Poprosiłem Boga Ojca, aby na naszej granicy - w celu odsunięcia zagłady - postawił św. Michała Archanioła z zastępami. Wierzę w to, że zostanę wysłuchany. Zamarłem w ławce i nie mogłem wyjść z kościoła. Tak chciałbym udokumentować ten szok duchowy, ale nie było warunków i byłem zbyt słaby...

     Wracałem wolno samochodem, zjednany z Bogiem Ojcem, nieobecny dla świata: „Ojcze! Tak też jest z męczennikami. Jezu mój! Czy są jeszcze inni, którzy znają Twoje cierpienie, osamotnienie i odrzucenie? Twoja Męka za nas trwa dalej!” Wróciły słowa s. Faustyny: „gdyby dusza cierpiąca wiedziała, jak ją Bóg miłuje”.

    Mój stan jest łaską Boga, współcierpieniem z Nim Samym z powodu czekającej nas zagłady z ogromem dusz ludzkich, które wpadną do Czeluści.

    Teraz zobacz, że te wstrząsające przeżycia ominęłyby mnie, gdybym nie przełamał ciała i spał dalej. Nie wołałbym do Boga o nasze ocalenie...

                                                                                                           APeeL