Nie spałem w środku nocy, a teraz walczę z ciałem, bo czas na roraty. Jeżeli ja nie pójdę to kto? Nic mi nie da godzina leżenia w łóżku, a moje spotkanie z Panem Jezusem poratuje dusze, które będę miał wskazane.

    Ta niechęć do wstania zwiększa wartość ofiary. Biegnę na spotkanie z Panem, a spod ziemi pojawił się  mój „opiekun”, który wytrącił mnie z pokoju i pragnienia modlitwy. „Panie Jezu! Ciebie też śledzono, aby zabić”.

    Sejmowa Komisja ds. służb specjalnych stwierdziła, że nie rozpatruje spraw podobnych do mojej (zabójstwo duchowe). Ból zalał serce i będzie trwał jeszcze podczas powrotu, bo Polacy krzywdzą Polaków i nigdzie nie ma sprawiedliwości. Z takim stanem serca wszedłem do Przybytku Pańskiego.

    Dzisiaj Pan Bóg przybył do „(...) Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: "Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą (...) poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. (...)  Jego panowaniu nie będzie końca".  Ł k 1, 26-38

   Po Mszy św. roratniej nie miałem większych przeżyć...także po przyjęciu Ciała Pana Jezusa, bo to nabożeństwo oddałem na ręce Matki Bożej. Wracam, a serce  płakało, ponieważ wielu bezkarnie obraża Boga („Fakty i mity”), króluje fałsz, a krzywdzenie innych stało się normą.

   Nie mogę się obronić, ponieważ nie mogę udowodnić posiadania łaski wiary, której nie można zmierzyć, zważyć i zbadać jakimś przyrządem.

     Jakby na pocieszenie w tv „Trwam” trafiam na obrazy z  wielkiej procesji w Meksyku (Quasimodo), gdzie Pan Jezus odwiedza domy z ciężko chorymi. Kapłan wchodzi z Monstrancją, błogosławi wszystkich i podaje chorym Ciało Zbawiciela.

    Popłakałem się razem ze starszym panem siedzącym na wózku, który przyjął Komunie św. Moje serce zalał ból, bo w odległych domach zobaczyłem obrazki, które mam w moim pokoju. Płaczą kobiety, które jeszcze niedawno same chodziły do kościoła. Cóż Pan Bóg mi pokazuje? „Oto masz wszystko i płaczesz z powodu swojego losu”? To wielka prawda.

  Teraz bój toczy się o Msze św. wieczorną, bo nadal jestem senny. Idę i odmawiam koronkę do miłosierdzia. Jeszcze nie wiem, że spotkają mnie wielkie przeżycia duchowe. Po Komunii św. zostałem zaskoczony cierpieniem z powodu rozłąki z moim Panem.

    Siostra śpiewała pieśń prośbę do Pana Jezusa, aby przybył do naszego serca, a tu do mojego. Wracają słowa psalmu 24 „Przybądź, o Panie, Tyś jest Królem chwały”. Krzyczę tylko: „Jezu! Jezu!’.

    Duszę zalała słodycz i poczucie nieskończonej atrakcyjności Boga Prawdziwego. To jest pokazane na dzieciątku z ojcem, które nic nie potrzebuje, bo zabawi je tata. Ja teraz jestem takim dzieciątkiem Bożym. Naprawdę nie wejdziesz inaczej do Królestwa Niebieskiego, a  piszę to: „na żywo”, „tu i teraz”. Musisz sam to przeżyć. Zawołaj. „Przyjdź Panie, bo się nudzę”.         

     Wracam i sam sobie nie wierzę, bo śpiewam: „Pan Jezus już się zbliża, już puka do mych drzwi (...) Panie ! Ty widzisz krzyża się nie wstydzę (...)” oraz słowa: „(...) Przybył do swoich, a swoi Go nie przyjęli (...)”.

    Napłynęło pragnienie znalezienia się Bazylice Narodzenia Pańskiego w Jerozolimie i oczekiwanie w tym świętym miejscu na przybycie Pana.                                                                  APEL