Na porannej Mszy św. popłakałem się po usłyszeniu, że dzisiaj jest niedziela Dobrego Pasterza, bo w ołtarzu naszego kościoła mamy piękną figurę Pana Jezusa trzymającego na rękach owieczkę!

    Pan Jezus powiedział, że: „/../ ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem (...) Duch daje życie: ciało na nic się nie przyda” (...) Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostanie dane przez Ojca”. J6, 55. 60-69.

    W tych kilku słowach jest cała Mądrość Stworzyciela i pułapka dla naszego myślenia. Ludziom jest bardzo trudno zrozumieć, że jesteśmy po śmierci i do końca nie zdają sobie sprawy z posiadania duszy, a przez to lekceważą życie duchowe.

    Przypomniało się spotkanie z emerytem w wieku „odlotowym”, któremu narysowałem i wyjaśniłem, że jego ciało powstało z prochu i w proch się obróci, a na duszę wyzwoloną po śmierci czekają w niebie. Każdy wie, gdzie trafiają potępieńcy, a niegodni muszą dojrzeć do świętości w czyśćcu.

    Rozmawiałem też z nauczycielem wychowania - fizycznego, który dba o sprawność ciała (wysiłek), która w końcu życia staje się pokusą, aby odwrócić uwagę od duszy. Nasze ciało ciągnie do tego życia i świata, do mocarzy ziemskich i tych, którzy dzielą różne dobra.

    Podczas pieśni: „Pan jest Dobrym Pasterzem” napłynęło pragnienie zostania świętym. „Matko! wspieraj i ratuj nas. Matko bądź z nami w każdy czas”! Św. Hostia zawinęła się na brzegu...jak laurka.

    Pojechaliśmy na film „Niebo istnieje naprawdę”. To „życie po życiu” małego synka pastora, który „umarł” w czasie operacji rozlanego wyrostka robaczkowego. Bardzo trudno jest zrobić film o naszej duchowości, nadprzyrodzoności, bo scenarzyści musieliby współpracować z podobnymi do mnie.

    Mamy tylko garstkę pragnących poświecić czas i pisać o swoich przeżyciach duchowych. Narażają się wówczas w swoim środowisku, mają kłopoty zawodowe, a w moim wypadku trafiłem na kolegów, którzy w swojej wiedzy są ograniczeni duchowo (psychiatrzy).

    W podobnej sytuacji znalazł się także pastor, ojca synka, który zaczął opowiadać o niebie, Panu Jezusie, spotkaniu przodków, a nawet "siostrzyczki, która umarła w brzuchu mamy"! Kręcono głowami i żartowano z całej rodziny, a tą przykrość znam z własnego doświadczenia życiowego. 

    Film zakończył się wstrząsem, bo na cały ekran pokazano Pana Jezusa, którego widział mały chłopczyk, a którego namalowała starsza dziewczynka mająca podobne spotkanie ze Zbawicielem.

Na ten moment pasuje moje wołanie, które pozostało z zapisu (01.06.1991):

    <<Jezus, Syn Boży powołał mnie na Swojego sługę i mówię wam, a nawet ostrzegam, że przed nami jest życie prawdziwe. Jezus wróci, ale nie będzie już żadnych cudów...tylko sąd! Dokąd żyjesz masz szansę zwrócić się do Jego Serca, do Jego Miłości i Miłosierdzia i do Niego Samego oraz do Boga Ojca.

    Panie Jezu! Twoje Miłosierdzie jest tak wielkie, że nie straszysz grzeszników, ale delikatnie zapraszasz do Nieba! Ja to wiem od Ciebie, ale jak to przekazać ludziom? Spraw to Jezu, proszę, aby nastało dobro, a w ludzkie serca wstąpiła ufność, sprawiedliwość i poczucie prawdy.

    Panie Jezu!  Zbawicielu i Przewodniku mojego serca i mojej duszy. Synu Ojca! żadne świadectwo jest niepotrzebne, bo Ty Byłeś, Jesteś i Będziesz. Ty to Wszystko, a wszystko to nic! Panie i Władco, Królu, Mocy Nieśmiertelna, słabości mocnych i mocy słabych...Jezu...Jezu...Jezu! >>

    W drodze powrotnej z radia płynęły piosenki o spotkaniu Boga w siódmym niebie i o wszystkich świętych, którzy tam balują. Dom to namiastka nieba na ziemi...to tykanie zegara, lampka nocna i mój kącik z miękkim fotelem.

    Intencja była prosta, ale odczytałem dopiero dzisiaj. Wyszedłem i przez godzinę krążyłem odmawiając w wielkim bólu moją modlitwę za tych, którzy nie wierzą w istnienie Królestwa Niebieskiego („dusze bezdomne”)...               APEL