Ciężko po przebudzeniu, a zły natychmiast zaleca „odpoczynek i nabożeństwo wieczorne”.  W tej rozterce napływa postać umęczonego Pana Jezusa, który też miał ciało fizyczne, a nie korzystał z łazienki i spał gdzie popadło.

    Na tą chwilkę odezwał się Opiekun Boży: „Wstań! Msza św. o 8.00...zostań na modlitwie. Poczta”. To nie jest rozkaz łamiący wolną wolę, ale  ponaglenie. Takie posłuszeństwo jest nieodzowne, ponieważ nie znamy przebiegu dnia naszego życia. W drodze do kościoła odczytałem wczorajszą intencję: „za krzywdzących innych” i zacząłem modlitwę.

    Za chwilkę mój Profesor powie: „(...) Każdy, który staje do zapasów, wszystkiego sobie odmawia (...) poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym (...) nie został uznany za niezdatnego (...)”.1 Kor 9, 22-27

   Stoję w przedsionku świątyni...z oddali „patrzy” Pan Jezus Miłosierny oraz symbol Monstrancji wykonany z kłosów zboża. Ja wiem, że trzeba być miłosiernym, a moc daje nam Najświętszy Sakrament.

     Św. Paweł mówi: „(...) Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii (...) działam nie z własnej woli, tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę (...)”?  1 Kor 9, 16-19. 22-27

    Mój Profesor otrzymał zapłatę...ścięta głowa trzy razy odbiła się od ziemi z której wytrysnęły cudowne źródła! Łzy zalały oczy. 

    Najświętszy czas na ziemi. Przeistoczenie. Wrócił reportaż o Pińsku z czasów komunistycznych. Płyną obrazy zniszczonych i opuszczonych kościołów. Serce doznało wstrząsu, bo ujrzałem wyznawców Pana Jezusa, których zabijają w Indiach, Wietnamie, Iranie i Korei.

   Nagle znalazłem się wśród kapłanów konsekrujących Ciało Pana Jezusa w więzieniach i obozach, a także na łodziach w dzisiejszych Chinach.

    Po św. Hostii pokój zalał serce. Pozostałem w kościele jak zalecił Anioł i skończyłem modlitwę z koronkę do miłosierdzia, Udałem, że nie słyszę wyganiania przez kościelnego, który zawsze znacząco dzwoni kluczami.

     Na poczcie odebrałem list z sądu w Legnicy do którego napisałem protest przeciwko karaniu rodziny za wiarę, której na dwa lata zabrano dziecko! Sprawił to klęcznik w domu, wielki obraz Pana Jezusa Miłosiernego oraz przekaz matki o objawieniu osobistym! Ta krzywda nigdy nie zostanie naprawiona.

  Tam też pismo z mojego samorządu, gdzie wyraźnie chcą mojej krzywdy. Uniknęli podjęcia decyzji poprzez trick...niby zbyt późno się odwołałem. Pomoc Pana sprawiła, że to zauważyłem.

 << „Naczelna Rada Lekarska i Naczelna Izba Lekarska powinny stać na straży przestrzegania  ustanowionego prawa. Dlaczego dyskryminuje się katolika, a nie kiwnie palcem w kierunku lekarza z obłędem moralnym? Dlaczego bronicie kolegi, który zdemolował miejsce kultu religijnego  i na cały świat pokazał, co potrafi. Wstyd i hańba.

  Cóż złego zrobiłem jakiemuś choremu? Pracowałem przez 40 lat jak galernik wciąż wołając „Panie Jezu! zmiłuj się nade mną!”. Bóg czuwał, bo nie zrobiłem większego błędu, a przecież przyjmowałem także dzieciątka i nie było wówczas medycyny ratunkowej. Komu i czemu służy dalsze znęcanie się nade mną i nad moją rodziną, a nawet nad częścią chorych oczekujących mojego powrotu do pracy”?

   W naszym piśmie „Puls” lekarka Jolanta Charewicz zaznaczyła: „(...) Pragnę podkreślić, że dla lekarza odebranie prawa wykonywania zawodu jest największą tragedią. Niemożność wykonywania zawodu to naprawdę olbrzymie cierpienie, nawet jeśli prawo jest odebrane na czas określony, na przykład na rok.

   Kłopoty nie kończą się z chwilą przywrócenia prawa wykonywania zawodu, bo tacy lekarze mają bardzo duże problemy z powrotem do zawodu. Nie ma nikogo, kto mógłby ich wesprzeć, pomóc w znalezieniu pracy. Kierownik placówki chce mieć dobrego, sprawnego lekarza, a tu trzeba mieć na niego baczenie, bo zanim ten lekarz zdobędzie zaufanie, musi upłynąć trochę czasu. (...)”.  >>

    Wraca art. z „Gazety Polskiej” o wyrzucaniu za krzyż. To nie są tylko słowa. Nie możesz pracować - przyznając się do wiary w Pana Jezusa - na odpowiedzialnych stanowiskach lub w mediach, bo kierujesz się prawem Bożym.

    Słucham relacji spod krzyża smoleńskiego, gdzie pojeni wódką i otrzymywanymi narkotykami młodzi ludzi wyczyniają harce i atakują modlących się.

    Zreperowałem zaniedbany krzyż postawiony przez rodzinę z odległej miejscowości. Pomalowałem, połączyłem ramiona i przybiłem tabliczkę z nazwiskami trzech 20-latków, którzy wpadli na drzewo. Serce zalało poczucie ich obecności, a nawet wdzięczności. Muszę się za nich pomodlić, bo czuję, że wołają za mnie.

    Po odczycie intencji wielki smutek zalał duszę...smutek wygnańca, który nigdzie nie znajdzie sobie miejsca. Napłynęła wielka tęsknota za Bogiem Ojcem. Nie można tego stanu opisać, a na zewnątrz nic nie zobaczysz. To krzyk duszy na wygnaniu.

    Tą tęsknotę musiałem „wygrać” na akordeonie...”O! Panie szukam Cię i wciąż mi Ciebie brak. Gdzie Jesteś Boże mój?...ze mną bądź, ze mną bądź”.                                                                APEL