Kilka razy wołałem do Boga Ojca, Najświętszego Taty, a właściwie Najsłodszego przepraszając za moją nędzę życiową i jeszcze niedawne upadki!
Na ten czas "Poemat Boga-Człowieka" (Ks. 4 cz.2) otworzył się na podobnej sytuacji. Tam Apostoł Filip i Bartłomiej padli na kolana całując z płaczem stopy Zbawiciela prosząc o przebaczenie. Sam też się popłakałem, serce zalał smutek z poczuciem z bliskości cierpiącego Pana Jezusa: "Jezu mój, Jezu, Jezu!"
Pożegnałem się z żoną. Popłynie "Anioł Pański", a na tablicy kościoła Mateczka Najświętsza przytula ukoronowaną Głowę Swego Syna, a naszego Zbawiciela. W kościele była garstka wiernych, a właściwie "resztka". Nagle dostrzegłem łaskę współcierpienia z prześladowaniem Zbawiciela.
1. Jeremiasz przekaże słowa od Boga Ojca dotyczące jego losu(Jr 18,18-20). Postanowiono uderzyć w niego na wiele sposobów. Znam to, nic nie zmieniło się w stosunku do idących za Panem Jezusem. Faktycznie można uderzyć językiem, szkodzić na wiele sposobów i oskarżyć o co się chce. Prorok błagał Boga Ojca: "Usłysz mnie, Panie (...) Czy złem za dobro się płaci!" «A oni wykopali dół dla mnie».
2. Psalmista wołał ode mnie (Ps 31,5-6.15-16): "Wybaw mnie, Panie, w miłosierdziu swoim (...) Wydobądź mnie z sieci zastawionej na mnie (...) W ręce Twoje powierzam ducha mego (...) Gromadzą się przeciw mnie, zamierzając odebrać mi życie. (...) wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców".
3. Pan Jezus zapowiedział (Ewangelia: Mt 20,17-28), że zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie (...). Zapowiedział, że: "Kielich mój pić będziecie. Tak właśnie jest z idącymi za Zbawicielem".
Teraz, gdy to przepisuję potwierdzam wszystko, bo zaznałem to na sobie. Po zjednaniu z Panem Jezusem w Eucharystii, moje serce wołało: "Jezu! Jezu! Och Jezu! Pokładam ufność w Tobie". W tym czasie słodycz jakiej nie ma na ziemi zalała moje serc i duszę, a także usta.
W przychodni było pusto jak nigdy! Spokojna praca z przesuwaniem się proszących w różnych sprawach. Na początku dyżuru dyspozytorka wysłała karetkę "R" i to okazało się słuszne. Natomiast ja mam radość, bo upadły dyżury w przychodni (głupi pomysł). Bardzo długo prosiłem Pana Jezusa, aby zmiłował się.
Trafiła się młoda niewiasta z zapaleniem płuc, a to była okazja do odmówienia - podczas przejazdu do szpitala - mojej modlitwy. Przepłynęły obrazy tych, których prośby wysłuchano.
W telewizji będzie reportaż w którym prosty człowiek poprosił o pomoc dla chorego psychicznie brata, który cały czas był zamknięty w oborze. Podczas powrotu popłynęła "św. Agonia" Zbawiciela. Tam dobry Łotr stał się pierwszym świętym i trafił do Królestwa Bożego.
Nagle ujrzałem prośby żony, która wymodliła moje nawrócenie i abstynencję...to ona uratowała mnie od śmierci z pijaństwa! Ból i łzy, a zarazem radość zalały serce. Dziękowałem za ten dzień. Do rana był spokój, a po przebudzeniu przywitał mnie śpiew ptaszków (pogotowie jest w środku lasu)...
APeeL