Zaczynam zapis, a właśnie z radia Maryja płynie czytanie „Dzienniczka” w którym siostra Faustyna odczuła ból jednego ciernia w głowie. Krzyknęła pełna zadziwienia...jak Zbawiciel mógł wytrzymać z całą koroną cieniową?!

    Ja w tym czasie też krzyknąłem, bo odkryłem, że wczoraj był dzień Najświętszego Imienia Jezus. Doznałem wstrząsu i chciało mi się płakać. Zostałem uderzony cierpieniem tak jak ona, a nie uznaję ludzkiego kultu imienin, kwiatów i obcałowywania się.

    Kiedyś dyrektorka przychodni kupiła mi piękny storczyk...poczułem się okropnie, bo obchodzę imieniny z urodzinami, a jestem przepisany! Kwiaty trzeba dawać, ale Bogu naszemu!

   Ja opisuję ten moment, bo byle nędznikowi kłaniamy się, biegamy z życzeniami, a w dniu imienin Zbawiciela na dwóch Mszach świętych nikt nie wspomniał Najświętszego Imienia Jezus („Ten, Który zbawia”), bo w Kościele świętym musi być wspomnienie obowiązkowe. Przy wspomnieniu dowolnym nikt nie wspomina o Imieninach Syna Bożego, który otworzył Niebo. Tacy jesteśmy...

    Św. Efrem ilekroć napotkał Imię Jezus zawsze całował je z wielką czcią.

   Jeżeli żyjesz tylko tym światem to mój szok jest dla ciebie głupstwem („chyba nie ma gość ważniejszych spraw”), ale zrozumiesz moje cierpienie, gdy najbliżsi zapomną o twoich imieninach.

     Wstyd mi spojrzeć w Oczy Pana Jezusa z Całunu i nie mogę dojść do siebie, bo w końcu to ja zapomniałem o Imieninach mojego Zbawiciela, który odnalazł mnie w błocie duchowym i z wielkim trudem wyciągnął i wprowadził do świętych komnat. Nawet sprawdziłem, że w kalendarzu jest wypisane. Jeżeli ja zapomniałem to kto będzie pamiętał?

   Po wejściu do świątyni w oddali, przed Żłobkiem zobaczyłem pochylonego dziadka, któremu było trudno chodzić i siedzieć, a nie mógł uklęknąć (zwyrodnienie obu stawów biodrowych).

    Podczas konsekracji wrócił cały smutek, bo dziadek z wielkim wysiłkiem padł na jedno kolano i uczynił to samo kapłan zbierający na tacę. Podczas kazania padły słowa o niewierzących z różnej przyczyny, ale nie wspomniano o demonach.

    Dziwne, bo przed Mszą św. czytałem zapis z 03.01.2010 „za tych, którzy szkodzą sobie i innym”. Popłakałem się i chciałbym przyjąć Eucharystię na dwóch kolanach. Nie mogłem się ukoić. Pan Jezus przybył w postaci zawiniątka (daru), ale mój smutek trwał, bo nie wiedziałem jak mam naprawić wczorajsze zapomnienie.

    Dobrze, że byłem samochodem, bo podjechałem pod „mój” krzyż Pana Jezusa i zapaliłem lampkę.                                                                                                                                       APEL