Zdenerwowany - z powodu zaginięcia syna, a właściwie straszliwie przeżywającej to cierpienie żony - wyszedłem do pracy, gdzie już od 7.00 trwał sztuczny tłok (pracuję od 8.00). W sercu zrodził się bunt, bo często umawiam się z ciężko chorym i nie mogę ich odpowiednio załatwić!

     Niepotrzebnie o tej porze przychodzą rolnicy po przedłużanie zwolnień z pracy. Dają parę groszy, ale koledzy - równają je ze zwolnieniami zusowskimi - i nie pomagają tym biedakom!

     Sam zobacz ten zestaw, bo

- zapomniał odhaczyć się w Urzędzie Pracy, a wówczas traci zasiłek, a ratuje go zaświadczenie

- zaspała do pracy

- pragnie wypoczynku, a wykorzystała swój czas

- jeszcze małżeństwo nachalnych rolników

- podobna na koniec, ale bez karty chorobowej

- jeszcze z podbiciem sanepid-owskiej książeczki zdrowia

- tylko skierowanie do szpitala.

    Tak było od 7.00 - 15.00. Następnego dnia pielęgniarka powie, że o 15.00 byłem bardzo zły. Nie dodała, że z powodu tego, że straciłem obiad (stołówka na dole) o 14.00! Trafię na reportaż, który ujawnił udających pracę z dającym sobie premie urzędnikami tego urzędu. Taki spadek po sobie zostawili nam nasi partnerzy ze Wschodu. Czerwoni panosza się dalej i udają dobrych dla "tych, co nie z nami". Przecież to samo jest ze mną.

     Stres wyczerpuje nasze ciało fizyczne, a dodatkowo jest zła dla mnie pogoda (wiatr, zimno i śnieżyca). Padłem po powrocie do domu, a na spotkaniu z Panem Jezusem (Msza św. o 17.00 nie docierały czytania. Kapłan wspomniał o przepraszaniu za swe złości, a to skierowało moje myśli w kierunku złoszczących się. Wiele jest ofiar takiego stanu, a nawet obrażania innych i zabójstw w afekcie.

    Dojdę do siebie po pieśni: "Pan jest mocą Swojego ludu" i Eucharystii...

                                                                                                                               APeeL