Tak się stało, że MG-ZOZ przeszedł w ręce małżeństwa syna kolegi, co jest niezgodne z prawem (nepotyzm), nawet w śnie "do przodu" byłem przygnieciony przez niego (specjalizuje się, a ja muszę za niego pracować). Pensje mamy równe, a może kolega ma wyższą, ponieważ żona dyrektoruje.

      Jest to wynik trwania u nas poprzedniego systemu w którym byli członkowie Partii przejęli naszą ojczyznę (wszystkie dobra, a w wśród nich stanowiska). Ja jestem zwykłym "polaczkiem", nie mam swojego rejonu, a to wywołuje pracoholizm czyli zmorę od Szatana!

      Przed przebudzeniem napłynął obraz Pana Jezusa z mojego domu rodzinnego, ale wg mnie jest to Bóg Ojciec, a to oznacza, że Pan jest ze mną! Wczoraj miałem wolny dzień, a to oznacza "odrobienie zaległości"...faktycznie będę pracował od 6.45 do 16.50! Zostanie jeszcze wizyta domowa na następny dzień.

     Podczas przebierania się w gabinecie słuchałem piosenki miłosnej o "dwóch dużych łzach", ale moją ostatnią miłością jest Pan Jezus. Już w tym czasie - podczas przebierania się - wpadali pacjenci.

     Ponieważ w środy i piątki pościmy z żoną w intencji pokoju na świecie...pracuję od rana do wieczora. W środku bałaganu trafiłem na wizytę do chorego, któremu przedawkowano św. moczopędne, spadło ciśnienie, można w ten sposób spowodować nawet śmierć leczonego. Wysłałem go karetką transportową do szpitala.

     Na Mszy św. o 17.00 zasypiałem stojąc, bo tak potrafię...jak Napoleon na koniu (1-3 sekundy, gibnięcie i powrót do stanu normalnego). Ze względu na pierwszy pierwszy piątek m-ca, nie było miejsca siedzącego.

     Ten dzień zakończy się jutro po załatwieniu wizyty w odległej wiosce z odwiedzeniem jeszcze dwójki starszych chorych. To zeszło 2 godziny, a dodając do wczorajszych 10-ciu...łącznie mamy 12 godzin. Wytrwałem dzięki mocy otrzymanej od Boga Ojca...

                                                                                                                              APeeL