Po chwili wahania zerwałem się na Mszę świętą o 6:30. Trafiłem na cichą, a niekiedy takie lubię. Wzrok zatrzymał zniszczony wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. Psalmista wołał ode mnie (w Ps 16): „Pan mym dziedzictwem, moim przeznaczeniem (…) Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się do Ciebie, (…) On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje”...
Zdążyłem do przychodni na 7:00 i tak zaczęła się udręka od rana do wieczora. Z wieloma pacjentami szło wolno, a z ostatnim biedakiem prawie przez godzinę i to z mojej inicjatywy, ponieważ koledzy krzywdzą takich właśnie na Komisjach ZUS-wskich.
Po moich wypunktowanych schorzeniach mają kłopot w matactwach (1/5 rent jest „lewa” dla „towarzyszy walki i kasy), a ja im w tym przeszkadzam, bo muszę odnieść się do tego spisu schorzeń. Nikt tego nie czyni, wypełniają wszystko na kolanie, niewyraźnym pismem, a tutaj na maszynie! Często pytają badanych czy jestem z rodziny?
Dobrze, że pojechałem do matki ziemskiej, ponieważ brakowało jej leków, a w czasie przejazdu odmówiłem moją zaległą modlitwę. Podziękowałem Matce Zbawiciela za to natchnienie oraz za łaskę pomagania innym...
APeeL