Dziwne, bo ci, których zapraszam do kościoła po pewnym czasie umierają! Głupio mi, bo to ludzie zdrowi. Właśnie jest pogrzeb takiej zdziwionej pani:.„codziennie na Mszę św.?” Teraz już wie, że nie skorzystała z 300-500 Uczt Pańskich.

     Jako lekarz jestem obyty ze śmiercią, bo przez 40 lat stykałem się z kruchością naszego życia w oddziale, pogotowiu i przychodni:

- poszedł spać, a rano żona stwierdziła, że jest  zimny

- zabity w czasie powrotu z wesela

- przejechany na podwórku...przez własny traktor!

    Dzisiaj śmierć dla mnie to moment rozliczenia z życia przez „(...) Boga, który sądzi wszystkich (...)”. Hbr 12, 18-19. 21-24

    Idę na Mszę św., a  w myślach pół-katolicy, wierzący „tak, ale” oraz przytłaczająca większość przeciwników Boga Objawionego. Poczułem wielkie osamotnienie i niezrozumienie, a to cierpienie Pana Jezusa.

Trafiłem na pojazd zbierający piach z pobocza jezdni.

- Po co czyścić, gdy ponownie będą sypać...mówi znajoma.

- Czy pani myje się codziennie? Pan Bóg pokazuje przez to, że trzeba też oczyszczać duszę...zapraszam codziennie do kościoła.

- My chodzimy w niedzielę do pięknej kaplicy.

- Nie trzeba żadnej pięknej kaplicy, bo wystarczy stół do konsekracji Ciała Zbawiciela i kapłan.

      Mój pacjent czyta klepsydrę (zmarła 90-latka) i mówi, że nie kocha tego życia, szczególnie jak się źle czuje, a do „kościoła może wejść, ale tylko na chwilkę”.

     Po wyjściu z kościoła rozmawiam z córką zmarłej za którą była Msza św. Porosiłem ją, aby ofiarowała wiele nabożeństw w intencji zmarłej, a resztę przekazała na ręce Matki Bożej.

   Właśnie trafiłem na znajomego, który czeka na operację wszczepienia kosztownych implantów kręgosłupa. Zalecam, aby po Sakramencie Pojednania porosił Boga o prowadzenie, bo nie mamy dostępu do różnych wiadomości...szczególnie dotyczącej długości swojego życia.

   Nawet czytałem wypowiedź tak rozżalonego, bo wstawił sobie złote zęby, a nie wiedział, że wkrótce umrze z powodu choroby nowotworowej.

     Teraz rozmawiam z emerytką, którą często spotykam przed jej blokiem...wracając z kościoła. Trudno ją namówić do uczestnictwa w Mszach św., bo przedkłada modlitwę ustną nad uczestnictwem w nabożeństwach. 

    Jak ja żyłem bez Boga? Wracam odmieniony i odmawiam koronkę do miłosierdzia, a radość Boża zalewa duszę.

    Taki dzień się zdarza raz, bo intencje się nie powtarzają. Pan sprawił, że wpadłem na znajomą, która upada pod ciężarem cierpienia. Daję jej świadectwo wiary, mówię bez wytchnienia o mocy, którą otrzymujemy w Komunii św. i o tym, że na nabożeństwach nie będzie miała wielkich przeżyć, ale któregoś dnia Pan zaleje ją słodyczą i tak potrzebnym pokojem.

- Codziennie nie dam rady przychodzić na Msze św. bo jestem zrezygnowana...

- Pani przyjście do kościoła w słabości i niechęci sprawi Bogu większą radość niż moje biegnięcie po pocieszenia. Proszę zawołać w słabości i prosić o moc.

     Jeszcze zagadujący o moje zdrowie. Mówię mu o duszy, śmierci, która oznacza życie i wielkiej łasce posiadania kościoła, a gość jest bardzo obdarowany...

    W markecie kilka razy wpadałem na kobietę z mężem i wnuczkiem. Przy wyjściu powiedziała o nieszczęściu, które spotkało ich rodzinę: nagle zmarła jej wnuczka (1.5 roku). Pocieszyłem ją, bo my przeszliśmy to samo (córeczka miała rok).

    Poprosiłem, aby rodzina - po Sakramencie Pojednania - przekazała to nieszczęście na ręce Matki Bożej, bo sami sobie nie poradzą. To spotkanie naprawdę wynikło z prowadzenie przez Boga.

    Właśnie odbył się piękny pogrzeb rozmodlonej niewiasty, która pracowała na komendzie policji...prowadziły ją dwa ambulanse na migaczach.

     Wracają słowa dzisiejszego Ps 104 „A gdy odbierasz im oddech, marnieją i w proch się obracają (...)”...                                                                                                                                   APEL