Pan wrócił do mojego martwego serca. Nie mogę opisać tego stanu, bo to dzieje się w duszy, ale można porównać do poczucie dziecka obok którego stoi tata.

   Jak nigdy odmawiam „Anioł Pański”, a kątem oka sprawdzam dzisiejsze czytania: „Anioł tak się do mnie odezwał...”. Pod kościołem dobiega śpiew: „O! szczęście niepojęte, Bóg sam odwiedza mnie”.

   Na początku Mszy św. kapłan czytał psalm chwalący Boga, a w serce wpadł hymn: „Chwała na wysokości Bogu (...) Błogosławimy Cię. Wielbimy Cię. Dzięki Ci składamy”.

    Pan Bóg uniósł w zachwyceniu św. Jana Apostoła i pokazał mu Miasto święte (...) Ap 21, 9b  Dla mnie podobnym miejscem na ziemi jest Świątynia, gdzie Pan Nieba i ziemi zstępuje do chleba! Nie czekaj na żadne znaki, bo dzień dzisiejszy może być ostatnim i nigdy więcej nie zaznasz tego Cudu Ostatniego! 

   Skuliłem się i zaczałem wołać z głebi serca: „Panie Jezu! Nie opuszczaj mnie, nie opuszczaj mnie. Jezu! nie opuszczaj mnie”. Popłakałem się jak „sierotka Marysia”...drugi raz podczas zapisywania przeżyć.

                    Niech wierni Twoi sławią Twe królestwo

                    Niech Cię wielbią, Panie, wszystkie Twoje dzieła

                    i niech Cię błogosławią Twoi święci.

                    Niech mówią o chwale Twojego królestwa

                    i niechaj głoszą Twoją potęgę. (...)

                    Pan jest sprawiedliwy na wszystkich swych drogach

                    i łaskawy we wszystkich swoich dziełach.

                    Pan jest blisko wszystkich, którzy Go wzywają,

                    wszystkich wzywających Go szczerze. Ps 145[144], 10-11.12-13ab. 17-18    

   Po Komunii św. słodycz i pokój zalały serce i w takim stanie trafiłem pod kiosk. Strona tytułowa "Niedzieli" informuje o rozstrzygnięciu konkursu „Mój krzyż” w którym wziąłem udział. Nie mogę opisać sprawy, ale to bój pomiędzy dwoma lekarzami: poganinem, który powalił krzyż i tym, który podniósł ten święty znak naszej wiary...bezkarność ateisty i dyskryminacja katolika. 

    Wielkim nieszczęściem jest bezbożność, a szczególnie walka z Bogiem. Wyraża to wszystko pęknięta na pół figura Pana Jezusa "mojego" krzyża (złamanego przez czas). W 100% byłem pewien, że to zdjęcie znajdzie się na pierwszej stronie tygodnika, bo trafiłem w szczyt boju o krzyż przed Belwederem. Na zebranie wszystkiego, opracowanie i opisanie współcierpienia z Panem Jezusem poświęciłem dużo czasu.

    Z drżeniem serca otwieram tygodnik. Napłynęło 160 prac. Dużo wyróżnień, a mnie pozostało tylko zwrotne potwierdzenie odbioru. Już dawno nie miałem poczucia tak wielkiego  rozczarowania.

    Tak właśnie jest, gdy bronisz wiary i krzyża. Nie dają za to nagród, bo cierpienie utraciłoby sens. Nagle przypomniałem sobie moją wcześniejszą prośbę do Pana Jezusa, aby zabierał mi pocieszenia i podziękowałem za to cierpienie.

  Napisałem do redaktora naczelnego „Niedzieli”:

    „(...) Boicie się? Boicie się pokazać uczynione zło (...)? Sługa Pana Jezusa nie może iść na żadne kompromisy i obcy jest mu lęk! Na pierwszej stronie „Niedzieli” powinno znaleźć się zdjęcie złamanej figury mojego Pana Jezusa, bo taki jest stan ducha naszej ojczyzny.

   „Mojego”, bo 25 lat opiekuję się tym świętym znakiem. Przykrość tym większa, że uniku dokonało pismo katolickie. Jeżeli pismo katolickie nie broni katolika, nie pokazuje fałszu tej władzy - to kto ma to uczynić? Przecież nie „Gazeta wyborcza”!

   (...) Ja nie ustąpię, bo nawałnica bolszewicka idzie całą parą, a pismo katolickie boi się bronić krzyża. Wiedziałem, że tak się stanie. (...) Piszę nie dlatego, że chciałem wygrać konkurs...chciałem wygrać bój z Szatanem dla Pana Jezusa, dla obudzenia wielu na świecie (...)”.

   Odruchowo włączyłem kasetę, a tam była pieśń: „O! Panie mój. O! Panie mój. Przyjacielem Twego krzyża pragnę być (...)”.                                                                                                                   APEL