Planowałem mszę wieczorną, ale zaproszono na poranną (obudzono). Mignął krzyż, którym się opiekuję, oczy zalały łzy, a serce ścisnął ból; „Jezu mój! nawet nie było grobu dla Twego Świętego Ciała...nawet tego nie miałeś”.  Zobacz jakie marmury czekają na zwykłych śmiertelników...

    Wychodzę do kościoła i wołam; „Panie Jezu! pragnę pracować z Twoim Sercem”. Po mszy pojechałem do przychodni, ale tam wyjątkowo...nie było żadnego pacjenta! To pułapka, ponieważ szczyt bałaganu wypadł około godziny 11.00.

    Nasza była pracownica przebyła ciężki wypadek i jest kierowana do neurologa, a właśnie jedzie karetka z administracji. Przepisuję wniosek chirurga do sanatorium, bo źle wypełniony. Obdarowuję laborantki, które wcześniej pomagały. Pielęgniarka prosi o jakieś materiały do egzaminu, a z warstwy wycinków wyciągają się dwa identyczne artykuły...o reanimacji!

    Nikomu nie odmawiam...właśnie przybyła obca pacjentka, która nie wiedziała, że ma ciężką cukrzycę (szpital). Biednemu „rozbijam” recepty (koszt). Pocieszam i z chęcią przyjmuję wizytę domową. Jeszcze paczka leków od firmy do rozdania.

    Długo trwała wizyta domowa, ale zdążyłem na nabożeństwo różańcowe i do spowiedzi. Przez 8 dni mam codziennie wołać za jakąś duszę. Intencję odczytałem, a w ręku znalazły się; wizerunek Matki Teresy z Kalkuty, zdjęcie Kotańskiego, brat Albert (Adam Chmielowski), książka o o. Pio, opis charyzmatu Kazimiery Gruszczyńskiej („W służbie cierpiącym”), a książka „Garabandal” otworzyła się na zdaniu; „trzeba być bardzo dobrym”...                                                                                                               APEL