Chwila wahania; nabożeństwo poranne? To było uzasadnione, ponieważ czekały mnie wielkie przeżycia; odczytałem intencję modlitewną za poniedziałek i w bólu odmówiłem całą modlitwę.

  Nie docierały czytania. W serce wpadło zdanie; „Czy się  pyszni siekiera wobec drwala? Czy się wynosi piła ponad tracza?”. Pomyślałem, że to słowa przydatne do rozwiązywania krzyżówek. Dziwne, bo w telewizji popłynie relacja z zawodów drwali i traczów.

   Nie wiem tylko po co niszczą drzewa. Jeszcze tylko znane mi słowa Pana Jezusa o Królestwie Niebieskim, którego tajemnice widzą ludzie prości...<< Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi (...)>>.

   Misterium. Po 5 minutach od Komunii św. nastała cisza, a  serce zalała słodycz i pokój. Pozostałem sam w pustym kościele i wołałem do Boga „za niegodnych bycia katolikiem”.

    Obudziłem się tuż przed 15.00, a właśnie s. Faustyna ofiarowuje siebie Panu Jezusowi, a do odmawianej w radiu Maryja koronki włączyła się starsza pani, która popłakała się na zakończenie przy słowach: „Jezu, ufam Tobie”. Łzy zalały także moje oczy w tej godzinie Miłosierdzia Bożego dla świata.

     „Poemat Boga - Człowieka” M. Valtorty ks.3 cz. 4 „pomyłkowo” otworzył się na słowach Pana Jezusa o potrzebie stałego modlenia się:

  „Dzień został dany przez Boga (...) Trzeba zatem uświęcać chwile całego dnia, dla wytrwania w świętości i dla zachowania w naszym sercu obecności Najwyższego i Jego dobroci. Przez to równocześnie nie pozwalamy demonowi zbliżyć się do nas. (...)

    Powinniśmy błogosławić Boga, który (...) jest światłością (...) od pierwszego brzasku poranka.(...) z całym stworzeniem śpiewać „hosanna” Stwórcy (...) żeby Bóg był znany, kochany, żeby modlili się do Niego wszyscy ludzie. Jeśli poznają Boga, będą mieć pociechę nawet w swoich cierpieniach (...) Bóg bowiem lubi objawiać Siebie małym. (...)".

   << Być w jedności z Bogiem to mieć Go obecnym w każdej chwili, żeby Go wychwalać i wzywać. Róbcie tak, a poczynicie postępy w życiu duchowym >> 

    Przed nabożeństwem wieczornym poprosiłem parafiankę, aby w wolnych chwilach przychodziła drugi raz na Mszę św. dla Matki Bożej, bo ludzkość ma wielkie potrzeby, a wiernych jest  g a r s t k a.  Dzisiaj jest wielki upał i ponowna pewna nieobecność na spotkaniu z Panem Jezusem, ale ja czekam zawsze na Komunię św.

   Po przyjęciu Ciała Zbawiciela pokój i słodycz zalały serce. Raz tego zaznasz i nie będziesz więcej szukał daleko (wczasy w krajach tropikalnych, wycieczki, „atrakcje”, bo nudno). W tym stanie koi moja modlitwa. Nie mogłem opuścić miejsca świętego i w uniesieniu duchowym pojechałem nad jezioro i tam dalej wołałem do Boga, a jako znak dla mnie wędkarz wyciąga złowioną rybę... 

  Spod pliku książek spojrzał grzbiet książki  „Św. Bonawentura”, którego „Pisma ascetyczno-mityczne” otworzyły się na rozdziale „Gorliwe oddanie się modlitwie”, gdzie były słowa:  „(...) niepobożny (...) nosi martwą duszę w żywym ciele. (...) często w sposób godny politowania ulega pokusie ten, kto nie oddaje się wytrwałej żarliwej modlitwie (...)”.

    Święty zaleca jak się modlić (rozmyślać o grzeszności, itd. aż do sądu ostatecznego). To wielka prawda, ale kompletnie nieprzydatna dla zwykłych ludzi, zaganianych i żyjących od początku do końca tym światem.

   Dziwne, że nie napisał, że trzeba się modlić zgodnie z wolą Boga Ojca. Tą wolę trzeba najpierw odczytać, a to trudne jak wynika z moich zapisków.

   Sam kilka razy postanawiałem, że w momencie napłynięcia obrazu moich krzywdzicieli będę odmawiał za nich koronkę do Miłosierdzia Bożego, ale nie udawało się! Przyjemniej jest w myślach dochodzić swoich praw, czynić odwet z wyjściem w chwale jako zwycięzca! 

     Pan Jezus mówi; „(...) gdy się modlisz, wejdź do twojej izdebki, a zamknąwszy drzwi, módl się do twego Ojca”. Mt 6,6  Te słowa brane są dosłownie i odciągają od chodzenia do kościoła, bo „można modlić się w komórce”, a tutaj chodzi o zamknięcie serca na rozproszenia i skierowanie się duszą ku Bogu.

    To zamknięcie się w sercu jest niemożliwe dla normalnych ludzi, którzy nie mają nadprzyrodzonej łaski łączności z Bogiem, a także dla mnie, ponieważ do takiej modlitwy muszę być zaproszony.

   Nie mogę sam z siebie w pełni odciąć się od świata, bo nawet szatan zacznie przeszkadzać. Często widać, że ktoś odmawia różaniec, a w przerwach normalnie rozmawia. Pan Jezus wskazuje też na dziękczynienie. Ludzie proszą, ale nie dziękują. To znane z uzdrowień...niewielu podziękowało.

   Święty Bonawentura opisuje stan mojego uniesienia modlitewnego (po zawołaniach przez Boga; „(...) zapalam się ...(...) niebiańskim pragnieniem (...) a płomień wewnętrznej miłości wzrasta nad miarę ludzką (...)”.

   Wówczas wołam za Prorokiem „Ustało ciało i serce moje, Boże mojego serca i części moja, Boże, na wieki” (Ps 72,26).  Pisze też o moim widzeniu w takim stanie, bo „wszystko, co jest na zewnątrz, przemienia się w gorycz i obrzydzenie”.

    Jaka rada?

   Poproś Ducha Świętego; „Panie naucz mnie modlić się”, bo sam widzisz, że  w zapiskach wszystko dziwnie układa się każdego dnia. Pan Bóg zorganizuje dla Ciebie inne atrakcje niż dla mnie. Idź tą drogą, ale własną ścieżką, bo nie możesz...ot tak wspinać się na jakiś szczyt. 

   Trzeba wstać rano i na początek wejść na pagórek czyli do Domu Pana (najbliższego kościoła). Tyle, że mnie jest łatwiej, bo potrafię odróżnić moje patrzenie od „patrzenia” Bonawentury, który leżał sobie od dawna. Ile ksiąg jest na świecie, a czas taki krótki.

   Ten dzień jest także za moją żonę, która zarzuca mi, że nie modlę się za nią. Ja modlę się za wskazanych (intencje), bo z  Mont Everest’u widać całe królestwo ziemskie z jego potrzebami. A drwal i tracz? No cóż, sam rozumiesz, że "ten, co przykłada rękę do siekiery i bierze udział w zawodach"...

                                                                                                                                             APEL