Nie mogłem spać, ale wyszedłem na ostatnie nabożeństwo poranne z nadzieją odczytania intencji modlitewnej z niedzieli. Nie wiem jak to się dzieje, ale podczas takiego przejścia lub spaceru modlitewnego jest to pewne „jak w banku”.

    Na spotkaniu z Panem Jezusem było kilka stałych osób i ktoś zamawiający Mszę św. Nie docierały czytania i nie miałem większych przeżyć, ale zdziwiony stwierdziłem, że Eucharystia kręciła się w ustach prawie nie dotykając śluzówki.

   To zdarzyło się pierwszy raz i nie wiem, co zapowiada...wracałem do domu w pokoju. Brzydko, odwilż, łatwo można się wywrócić. Gdybym został w łóżku miałbym czas całkowicie „zmarnowany”...w sensie duchowym.

   W ręku znalazły się dwa listy, które napisałem do posła Marka Jurka w kwietniu 2007 roku...wówczas toczył się w Sejmie RP bój o aborcję, którą przegrał. Nie wiedziałem dlaczego Pan Jezus dał mi do opracowania tą intencję: za potrzebujących wytrwałości, ale dzisiaj sam się zachwieję, a tak dobrze mu radziłem. 

   Pan dał do ręki też moje pismo, gdzie błędnie użyłem słowo oportunista, bo to „chorągiewka na wietrze” i pasuje do tej intencji.

   Po przebudzeniu o 16.25 wahałem się czy jest to ponowne zaproszenie na spotkanie z Panem Jezusem. Przeważyła myśl, że pójdę, bo obiecałem jako podziękowanie informatykowi, a przy okazji zapalę lampkę pod krzyżem.

    Po Mszy św. wieczornej miałem pragnienie wyjść w ciemność wieczoru i skończyć modlitwę, ale zachwiałem się i wybrałem kawę i łóżko...całkowicie zapomniałem o Najśw. Sercu Pana Jezusa, które wczoraj rano obiecałem pocieszyć.

    Dopiero w czwartek poprosiłem kapłana o spowiedź i zdziwiony otrzymałem „pokutę”: odmówienie litanii do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Wyszedłem i w wielkim bólu - po odczytaniu intencji - odmawiałem moją modlitwę.

   W tym czasie na poczcie odebrałem „Rycerza Niepokalanej” i popłakałem się razem z Matką nad bestialsko zamordowanym Panem Jezusem (na okładce). Ponieważ pozostała mi „św. Agonia” z zawołaniami Zbawiciela na krzyżu oraz koronką do 5-ciu Ran Pana Jezusa krążyłem pod niebem pełnym gwiazd i wołałem za „chwiejnych w wierze”.

    Dodałem jeszcze koronkę do Miłosierdzia Bożego, a pod latarniami spoglądałem do książeczki z   dużymi literami; Serce Jezusa, Syna Ojca Przedwiecznego...zmiłuj się nad nami.

    Jakże to piękne. Idziesz i wkoło powtarzasz te święte zawołanie, a później następne: Serce Jezusa, w łonie Matki - Dziewicy przez Ducha Świętego utworzone...zmiłuj się nada nami. Muzułmanie uczą się na pamięć „Koranu”, może ja nauczę się tej litanii.

    Modlitwa to wielka łaska Boga Ojca, Pana naszego Jezusa Chrystusa, bo daje upust mojej tęsknej miłości…to wytchnienie i ukojenie dla  duszy...”Jezu mój, Jezu”. 

                                                                                                                              APEL