Całą noc padało. Po wstaniu o 5.00 doczekałem do pierwszej Mszy św. na której szatan zalał mnie rozmyślaniami o gangsterstwie rządzących i fałszu bolszewickim. Nawet napłynął obraz jego agentury w świecie widzialnym.

    To propaganda sukcesu i zakłamania z fałszem intelektualnym, odwracanie wszystkiego, bo głosisz zatroskanie o pokój, a zestrzeliwujesz samolot pasażerski. Ten fakt nawet czcisz minutą ciszy na Kremlu! Właśnie z terenu Federacji Rosyjskiej zestrzelono dwa myśliwce ukraińskie, a Putin krzyczał o łamaniu zawieszenia broni.

     Wyszukiwarka wyrzuca przy mojej stronie wypociny racjonalistów-sceptyków dla których jestem nawiedzonym czubkiem (miałbym grzech gdyby mnie chwalili) do którego nie przemawiają logiczne argumenty, ponieważ szukam „cudownych” zjawisk nadprzyrodzonych...potwierdzających Istnienie Boga. Ja nie mam takiej potrzeby, bo wiem, że Bóg Jest i mam dawać świadectwo wiary dla poszukujących.

    Tam Jan Res wystąpił w roli psychiatry amatora, ale takie same poglądy mają nawet konsultanci ds. psychiatrii. Ciekawe jak podczas obserwacji psychiatrycznej w Instytucie Psychiatrii koledzy określają codzienne uczestnictwo w Mszy św. (jest tam kaplica).

    Ponieważ zostałem zaocznie uznany za niebezpiecznego (”Trynkiewicz w fartuchu”) to byłbym obserwowany „krok w krok”. Czy jakiś psychiatra podchodziłby za mną do Eucharystii? Co napisałby w dokumentacji o ekstazie, bo głupie duchowo koleżanki stwierdziły, że jest to „brak krytycyzmu w stosunku do własnych przeżyć”. Jaki one mają krytycyzm, gdy „badały mnie” w komisji lekarskiej bez przewodniczącego?

    To ludzie, którzy są naprawdę niebezpieczni dla otoczenia, ponieważ widzą chorych tam, gdzie ich nie ma. Jan Res doszedł do dobrego wniosku, że dyskutowanie ze mną nie ma sensu, ponieważ wskażę na jego opętanie. Jest pewne, że wie coś o duchowości w stosunku do psychiatrów. To pisze i czyta się długo, a w myślach błyskawicznie „przeskoczyło na łączach”.

   Bóg specjalnie wybrał na Swojego sługę żyjącego normalnie, aby nikt nie zarzucił mi, że byłem indoktrynowany od dziecka!

     Na ten moment św. Paweł powie, że nasza moc jest z Boga, a nie z nas. „Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu”, prześladują nas, „lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. (...) Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa (...) Ten, który wskrzesił Jezusa (...) stawi nas przed sobą”...  2 Kor 4

    Św. Hostia ułożyła się w łódź i zwinęła w dar. Pokój i cisza z równowagą zalały duszę i serce, a słodycz wypełniła usta..."tak dobrze mi tutaj z Panem Jezusem!" Tej łaski nie kupisz, a moich doznań nie da żaden lek. Pan Bóg tak to urządził w Swojej Mądrości.

       „Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło zobaczyć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli". Mt 13, 10-17

    Powiesz, że to niewiele...tak, to niewiele, a zarazem wszystko, bo to pewność istnienia Królestwa Niebieskiego i bycia jego obywatelem. To tak jak zesłany wie, że ma prawdziwą ojczyznę ziemską i jest świadomy powrotu do niej.

   Tego nie da się przekazać. Nawet Panu Jezusowi było trudno to przekazać: "Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. (...) Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł.  Mt 13, 44-46

    Dopiero 7.00, a ja już zaznałem tyle dobra. Nawet z kościoła jechałem 35/godzinę, a jeszcze przed chwilką byłem normalny...tak jak przez pierwsze 45 lat życia. Wiem, co przeżywa człowiek, który żyje jakby Boga nie było, dla którego nie istnieje duchowość i nadprzyrodzoność.      

    Nie chce być normalnym i wciąż rozmyślać nie wiadomo o czym (vide: racjonaliści), żyć dla życia...trawienia i wydalania. Ja wiem, że mam Tatę,  który czeka na mnie i na zesłaniu zalewa mnie nieskończonymi atrakcjami, które spływają na moją duszę.

    Świat nie może dać nam tego, bo przyjemności są przykre dla duszy. Nawet, gdy zaznam coś normalnego dla innych (zimne mleko, pokój, piękne zapachy i kąpiel) to bardzo dziękuję w poczuciu, że mi się to nie należy.  

    Trafiłem na ponowną Mszę św., ale złapała mnie senność i ból głowy. Po chwilce napłynęła bliskość Matki Bożej, „patrzyła” MB Fatimska, a kobiety śpiewały pieśni maryjne.

    Zbudowały słowa psalmisty: "W Tobie, o Panie, mamy źródło życia. / Do nieba sięga, Panie, Twoja łaska, (...) a Twoje wyroki jak ogromna otchłań. (...) przychodzą do Ciebie ludzie i chronią się w cieniu Twoich Skrzydeł (...)”. Ps36 

    Bóg jest dla mnie źródłem mocy i życia, a w mojej codzienności to Eucharystia, która ponownie ułożyła się w dar. Dzisiaj, gdy to zapisuję ze stoliczka w kościele zabrałem obrazek Pana Jezusa Miłosiernego i ks. Jerzego Popiełuszki.                                       APEL