Święto Służby Zdrowia

    Trafiłem na Mszę św. o 6.30. Płynie pieśń: „Chwała niech będzie, zawsze i wszędzie Twemu Sercu, o mój Jezu!”. Popłakałem się podczas śpiewu Ps 34: „Będę chwalił Pana w każdym czasie, a Jego chwała będzie na moich ustach. /../ Biedak zawołał i Pan go wysłuchał”.

    W wielkim uniesieniu zawołałem: „Tato! Tato! Tatusiu!! Przepraszam Cię za całe moje życie...za wszystko i o nic nie proszę!”. Pan Jezus wskazał dzisiaj, że: „(...) prawdziwy jest Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał (...)". Ew J7, 1-2.10.25-30

    Ponownie popłakałem się, bo tak właśnie czuję się w tym momencie w duszy i w moim sercu. Od ołtarza słychać trzask łamanej św. Hostii...Zbawiciel pokonał śmierć! Eucharystia samoistnie pękła w ustach, a to oznacza cierpienie duchowe i zapewnienie Pana Jezusa, że będzie dzisiaj ze mną ("My").

    Po litanii do Najśw. Serca Pana Jezusa i błogosławieństwie Monstrancją...już przy kościele zaczepiła mnie pacjentka z którą pojechałem do przychodni, gdzie praca będzie trwała bez przerwy od 7.00 - 18.00!

    Podjechałem pod krzyż Pana Jezusa i zapaliłem lampkę, a z  umęczenia popłakałem się. Jak odczytałem intencję? W telewizji zwróciły uwagę fakty:

- mąż oddał żonie nerkę

- porażony na wózku oddał bratu szpik...

- żołnierze ginący za ojczyznę.

    Napłynęło poczucie, że Bóg Ojciec ofiarował nam Swojego Syna, który oddał za nas życie. Dalej cierpienia Matki Pana Jezusa, święci, męczennicy i błogosławieni, a na samym końcu ja prawie zamordowany w święto służby zdrowia...                                   APEL