W drodze do kościoła napłynęła bliskość Pana Jezusa, a radość zalała serce, które rosło z sekundy na sekundę. Nic już nie chcę i niczego nie pragnę oprócz spotykania się ze Zbawicielem w Eucharystii, a to może stać się tylko w Kościele świętym. Płynie koronka do miłosierdzia oraz początek modlitwy za chwalących Boga.
Aż proszą się słowa wczorajszego psalmu: „Boże mój, pragnę ujrzeć Twe oblicze. /../ Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, /../ niech mnie zaprowadzą /../ do Twoich przybytków /../ I przystąpię do ołtarza Bożego”. Ps 130.5.7
Teraz Mojżesz ostrzega: „Tylko się strzeż bardzo i pilnuj swej duszy, byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy /../". Pwt. 4,1.5-9 To wielka prawda, bo moje oczy - przez wszystkie dni spędzone z Panem Jezusem - ujrzały tak wiele.
Eucharystia ułożyła się w postaci sklepienia (ochrona), a ja stałem się całkiem innym człowiekiem. Słodycz w ustach sprawiła ślinotok (jak po cukierkach), a pokój uniósł duszę i spłynął do serca...aż musiałem wzdychać. W takim stanie chcesz schować się z Panem Jezusem, usiąść gdzieś w ciszy i tak trwać...jak zakochani nad brzegiem morza.
Po wyjściu z kościoła dalej trwało uniesienie oraz pragnienie rozmawiania o Bogu. Nikt tego nie zrozumie. Nikt nie zrozumie mojej tęsknoty i pragnienia bycia z Panem Jezusem... APEL