Nagle zmorzył mnie sen i obudziłem się z ptaszkami. Padłem na kolana: „Niech będzie pochwalony Pan Jezus Chrystus...Anioł Pański”. Podziękowałem Bogu za wczorajszą pomoc.

    Tak dotrwałem do spotkania z Panem Jezusem na pierwszej Mszy św. o 6.30. Podczas jazdy rowerem - po wczorajszym poście - odczułem chłód i głód. Razem z kapłanem śpiewaliśmy: „Kiedy ranne wstają zorze”, a to „mój” ulubiony hymn chwalący Boga Ojca od rana.

    Serce zalał smutek...smutek tych, którzy na świecie cierpią podobnie. Ilu jest takich? Nawet nie mają się komu pożalić. Z bólu chwyciłem twarz w dłonie i skończyłem koronkę. Naprawdę otrzymałem cierpienie tych ludzi i autentycznie trząsłem się z zimna i czułem smutek człowieka głodnego.

    Pomyślałem także o tych, którzy szukają wypoczynku na końcu świata. Nie szukaj niczego poza własnym Ojcem Prawdziwym. Wołam to do ciebie, z tego zakamarka kościelnego, a samo stanie przeze mnie w tym miejscu budzi podejrzenie moich ziemskich opiekunów.

    Przykro mi, ponieważ nie przychodzą tutaj do Boga, ale za mną. Oni są ze świata tajnego, a ja z otwartego, bo każdy może wejść do świątyni. To też dziwne, że Dom Boga, miejsce Święte Świętych nie ma nawet jednego człowieka, który stałby w drzwiach. Byle hotel ma lepszą ochronę...

    Na ten moment Pan Jezus mówi: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych". Mt 11. 28-30

    „Dziękuję Panie Jezu! Dziękuję." Gdzie na ziemi można znaleźć pokrzepienie? Ludzkość nie wie, a także katolicy, że jest to Eucharystia: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata”...chciałbym tak śpiewać z namaszczeniem do końca życia.

    Padłem na dwa kolana, przeżegnałem się i ukłoniłem przed kapłanem. Przeżegnałem się też po otrzymaniu św. Hostii. „Panie Jezu! Panie! Słodyczy mojego serca. Słodki Zbawicielu...już coraz bliżej naszego spotkania”.

    Napłynęły obrazy z ostatnich doniesień o nieszczęśnikach ziemskich. „Zbawicielu drogi. Ojcze...Tato ...przytul pogorzelców. Jezu mój”, bo własnie oglądałem matkę z trójką dzieci, których straż pożarna wyprowadziła z płonącego domu.

    Serce chciała rozerwać tęsknota za Bogiem, której na ziemi nic nie ukoi oprócz Eucharystii. Tylko ten Cud Ostatni może dać sytość w duszy. Nagle odeszły wszystkie ziemskie sprawy...także poczucia głodu, chłodu i smutku. Nad wszystkim górowała sytość duszy. Jak przekazać tą nagłą przemianę?

    W miejsce cierpień ciała pojawiło się pragnienia powrotu do Boga i ostatecznego zjednania z Panem Jezusem, którego wczoraj „nie było”. Nie chciało się wracać do domu, bo tak tu dobrze. Pojawiało się marzenie, aby zasnąć i obudzić się w Królestwie Niebieskim.

    Napłynęło podobne odczucie św. Pawła.  Nasze odejście (śmierć) to zysk, ale mamy być dla Pana, dawać świadectwo, nawracać i wyrwać dusze szatanowi!

   Wielką radość sprawiła pieśń: ”Pod Twą obronę Ojcze na niebie grono Twych dzieci swój powierza los. Ty nam błogosław, ratuj w potrzebie i chroń od zguby, gdy zagraża cios”.

    W domu znalazłem potrzebną ciszę, bo chciałem być sam na Sam z Panem Jezusem, a w tym momencie to największa łaska, którą wyrażało tykanie zegara. To namiastka Nieba na ziemi... 

                                                                                                                                      APEL