Przebudził mnie głośny syk szerszenia i dziwne, bo ujrzałem jak przebijał pszczołę. Kiedyś pokazano jak rój pszczół broni się przed takim atakiem, ale najgroźniejszy jest człowiek...przegania ich dymem, schodzi na linie i podbiera miód.

    Wstałem drętwy i obolały...dopiero po pewnym czasie ustały bólu w kręgosłupie i mogłem wyjść na spacer modlitewny, bo tak zawsze odczytuję intencję danego dnia i tak się stanie dzisiaj, bo wróciła sprawa psychuszki.

    Niepotrzebnie zacząłem ponownie szukać pomocy, skarżyć się, bo ja odpowiadam za kolegów lekarzy, którzy mnie skrzywdzili i tkwią w fałszu. Obecnie nie czuję do nich niechęci, ale miłosierne zatroskanie. To dla mnie jest wielka próba od Boga...próba zawierzenia w Jego Moc w przemianie ich serc, które zindoktrynowano w systemie bezbożnym, który trwa.

    Wszelkie stanowiska i trwanie na nich były kupowane przez demoniczne działanie...kłamanie w oczy i łamanie obowiązującego prawa na którego straży powinni stać! To nie są dzicy ludzie, ale lekarze, funkcjonariusze publiczni, którzy chodzili i chodzą w aureoli „nauczycieli”.

    Podczas późniejszej próby ułożenia pisma ujrzałem moją stratę czasu i bezsens dochodzenia swego, bo świat chyli się ku upadkowi, mamy już otwartą wojnę z wiara i krzyżem, a przykładem jest moja osoba.

   Największym darem Boga na ziemi jest niezawinione cierpienie, bo dzięki niemu można zbawić wiele dusz. Oto przykład o. Kolbe, ale nie chodzi o samą dobrowolną śmierć, ale o jej owoce, które trwają wiecznie. Napisałem to, a dreszcz prawdy przepłynął przez ciało. Tak już jest, że w naszej obronie nikt nie staje, bo Bóg szuka i potrzebuje dusz - ofiar.

    Eucharystia objęła mnie, odwróciła się po wirtualnym pęknięciu. Tak, bo później niepotrzebnie zadzwoniłem do Ok. Izby Lekarskiej, aby spotkać się z prezesem, który prawdopodobnie nie zna mojej sprawy. Niestety, tam rządzi już sekretarka: "nie ma prezesa, a wszyscy znają pana sprawę”...przecież nie będę mówił jej o zatruciu oparami rtęci.

    Później wyszedłem, aby kontynuować modlitwę, ale już nie szła. Wróciłem na czuwanie przed Monstrancją i zostałem na Mszy św. a później miałem wielkie pragnienie mówienia o Bogu Ojcu, ponieważ napłynęło poczucie bliskości Deus Abba z zatroskaniem o mnie.

    Na ten moment św. Paweł Apostoł mówi (1 Kor 4, 7-13):

<< Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów, wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych. Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom; my głupi dla Chrystusa, wy mądrzy w Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my wzgardy. (...)

    Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i wzbudzamy odrazę we wszystkich aż do tej chwili. >>.

                                                                                                                                   APEL