Dzisiaj powinienem być u Pana Jezusa, ale wypiłem kieliszek za dużo. Pozostał niesmak: „Jezu przebacz!” Po walce w sercu...mam pobrać „wolny dzień”.
Łzy zalały oczy, gdy pomyślałem o „Obozie Ziemia”, gdzie trwa skrzyżowania dróg Boga Ojca z naszymi. Wiem, że powinienem być na Mszy św. porannej, a później w pracy nieść pomoc potrzebującym i przekazywać im radość oraz pokój.
Wybrałem drogę własną czyli „diabelski krzyż” z piciem alkoholu, której efektem jest złe poczucie, opuszczona Msza św. oraz przymusowe wolne z rozterką i smutkiem w sercu.
W smutku zbliża się czas dyżuru w pogotowiu, zapaliłem lampkę pod krzyżem i zacząłem koronkę do Miłosierdzia Bożego: „za upadających z powodu nałogów”.
Jakby na potwierdzenie transportuję do szpitala zapitego do nieprzytomności 18 latka! Jego nudzi, a mnie zbiera się ślina i chęć na wymioty! Nie doczekał urodzin...ojciec sądził, że umarł, gdy znalazł go na ławce, bo nigdy nie pił alkoholu.
W sercu trwała pustka, ale odmówiłem moją modlitwę aż do "św. Poniżenia" Pana Jezusa, a podczas dalekiego wyjazdu płynęła „Droga Krzyżowa" i „św. Agonia” z koronką do Ran Pana Jezusa w intencji tego dnia.
Nagle wróciła obecność Pana Jezusa...tak dobrze!...wrócił Pan! Teraz dziękuję nawet za ten upadek, ponieważ w upadkach rośniemy, a Pan wszystko odmienia na dobro. Wiatr, deszcz, a w moim sercu pojawiła się wielka radość. Nic nie piłem i nic nie jadłem, a zbliża się 22.00.
Czekam na załatwienie mojego pacjenta, chodzę po korytarzu szpitalnym i chciałbym zapisać, to co dzieje się w moim sercu, ale trwa Sejm RP i „towarzysze” są czujni i podejrzliwi!
„Matko! Matko moja! Obejmij Swoją Opieką ten szpital i tych chorych z personelem, przecież tutaj jest tyle cierpienia, a wielu ciężko chorych...nawet ta niechciana babuszka (90 lat) z rozpadem się nowotworem piersi i mój pacjent przestraszony możliwością zawału serca".
Jakże piękny jest każdy dzień z Bogiem Ojcem, Panem naszego życia i śmierci czyli życia po życiu...
APEL