W środku nocy przebudził mnie straszny sen: byłem uczestnikiem potyczki zbrojnej z helikopterem w którego śmigła ktoś odważny rzucił jakimś przedmiotem. Wyraźnie słyszałem brzęk i zbudziłem się ze strachu zlany potem.

    Po ponownym zaśnięciu ujrzałem duży napis: „Dekalog” i delikatnie podświetloną Eucharystię! Teraz wróciłem do tego świata w pokoju i radości, bo tutaj jest moja moc!

    W drodze na Mszę św. odmawiałem modlitwy i miałem marzenie, aby nikt mi nie przeszkodził, bo wielu biegnie do mnie z „jednym zapytaniem”. Właśnie podszedł obcy człowiek i prosił o znalezienie nazwiska w spisie lokatorów, bo „zapomniał okularów”...najgorsze było to, że nie wie gdzie mieszka wskazana osoba!

    Miałem powiedzieć, że „idę na Mszę św. i nie mam czasu”, ale przypomniała się s. Faustynka i Pan Jezus w postaci żebraka! Weszliśmy na klatkę, a tam pojawiła się kobieta i pomogła „ślepemu”.

  Nie znam intencji, ale na ławce kościelnej znalazłem pojedynczą, zmiętą i brudną kartkę z książeczki...wprost wiem, że jest to karteczka z Nieba. Z wielką pewnością czytałem o potrzebie modlenia się o nawrócenie grzeszników!

   Zdziwiony słuchałem też czytań mszalnych o nawróceniu, a w moim różańcu Pana Jezusa właśnie wypada wołanie: za pogan i nie znających Jezusa. Po tylu faktach nawet nie mam prawa dziwić się!

   Dzisiaj mam wielką radość, bo kapłan wolno czyta formuły konsekracji, rozciągnął modlitwy, robi przerwy i ciszę. W zawołaniu poprosiłem, aby mój pokój przeszedł na żonę.

    Po Eucharystii moją moc przekazuję spotkanym: babci opowiadam o Niebie, młodemu chłopakowi zalecam, aby modlił się za nawrócenie dziadka-zgrywusa, który lubi śmiać się z Kościoła, a kobiecie wskazuję, że odpowiada za duchowy rozwój rodziny. Wypełniłem jej wniosek do sanatorium ze słowami, że jest to dar od Boga, a w podziękowaniu niech trafi na Mszę św. w dzień powszedni.

    W rytm smutnej melodii wołałem: „Jezu mój, Jezu mój...Jezu, Jezu. Panie mój, gdy zawołasz łza zalewa oczy, a sercem ogarniam cały świat! Nic poza Tobą i nic bez Ciebie! Jezu! Miłości moja...Synu Ojca mojego”...

    Duszę zalała wielka słodycz, pojawiają się jakieś piękne zapachy...w żaden sposób tego nie wytłumaczę. Płynie część bolesna różańca...mielę kawę (ciałem), a uniesioną duszą jestem w Niebie!

   Nagle napływa, że teraz będzie zamieszanie szatańskie. Faktycznie przez pół godziny zrobił się „sztuczny tłok”. Na zabranej „przypadkowo” kartce czytam o „przyjmowaniu wezwań Boga i zawierzeniu”. Przecież Abraham „wystawiony na próbę” oddał własnego syna Izaaka.

   Po powrocie do domu wcale nie dziwi mnie atak żony podjudzonej przez złego. Uciekłem do pokoju, a nowa Biblia otworzyła się i otworzyła się na ”Modlitwie prześladowanego” (Ps 3).

    „Panie, jakże wielu jest tych, którzy mnie trapią, jak wielu przeciw mnie powstaje /../ A jednak, Panie, Ty jesteś dla mnie tarczą /../ wcale się nie lękam tysięcy ludzi /../”.

    Późnym wieczorem, znowu „przypadkowo” w moim ręku znalazł się bardzo stary "Tygodnik Powszechny” z „Esejem dla Anioła Stróża”. To piękne słowa, a dla mnie informacja, że wszystkie „natchnienia”, dobre myśli, ostrzeżenia w kuszeniach...i wszelka ochrona to działanie Anioła Stróża - Bożego Posłańca, który jest moim duchowym łącznikiem z Bogiem Ojcem!

                                                                                                                  APEL