Wspomnienie śmierci s. Faustyny Kowalskiej (5 X 1938 r.) z powodu ciężkiej gruźlicy. Pierwszy raz zobaczyła Pana Jezusa 22 lutego 1931 roku, a kanonizowana 30 marca 2000 roku (Niedziela Miłosierdzia Bożego).

    W tym momencie warto wspomnieć, że nasze winy są jak ziarenka piasku wobec wysokiej góry Miłosierdzia Bożego!

    Ponownie siedziałem od 4.00 i posłuchałem natchnienia: „Msza św. o 6.30”. Siostra pięknie śpiewała „Jezu ufam Tobie”, a ja wołałem do s. Faustyny i prosiłem, aby podziękowała za wszystko Panu Jezusowi. „Strzeż mnie dobry Jezu jak własności Swej i w opiece czułej duszę moją miej”.

   Wiem, że Pan Jezus poda mi rękę w godzinie mojej śmierci. To wszystko przeżywałem ze wstrząsem duchowym, nie mogłem opuścić świątyni i zostałem na następnym nabożeństwie. Jak przekazać ból rozłąki z Bogiem?

   Wielu może zdziwić ta intencja, ale my nieprawidłowo określamy bliźniego, bo odnosimy to określenie raczej do rodziny lub znajomych. Na czym polega miłość bliźniego? Po pierwsze, na tym, żeby chcieć dla niego dobra. Po drugie, na tym, żeby świadczyć mu dobro przy każdej nadarzającej się okazji. Po trzecie, żeby znosić i usprawiedliwiać błędy bliźniego.*

   Pan Jezus wyjaśnił nasz błąd w przypowieści o ofierze napadu. Obojętnie przeszedł kapłan oraz lewita, a pomocy udzielił mu obcy (Samarytanin).

   Tak właśnie zachowałem w stosunku do naszej byłej pracownicy, której życie całkowicie pokręciło się. Kiedyś przyszła do mnie, nie miała ubezpieczenia, a potrzebowała drogich leków ratujących życie (wcześniej chorowała na guźlicę). Nawet powiedziała, że umrze bez nich, ale ja nie pomogłem jej.

   Wielokrotnie miałem wyrzuty sumienia i prosiłem Boga o przelanie na mnie jakiś jej grzechów, bo w sercu nigdy bym tego nie uczynił, ale zostałem zaskoczony w nawale chorych. Mogłem zapisać jej te leki i wykupić, aby nie dawać jej pieniędzy do ręki.

   Po latach sam znalazłem się w podobnej sytuacji, bo zostałem napadnięty przez „zbójców” w białych fartuchach z Izby Lekarskiej na którą płaciłem składkę przez 20 lat. Nie pomogła mi koleżanka z przychodni, ale lekarka dojeżdżająca (Samarytanka).

   Na ten moment w ręku mam resztkę zapisu z dnia 08.10.1992, gdy na działce poczęstowałem się u sąsiada kilkoma śliwkami (drzewka się uginały), ale nie wolno wchodzić na obcą działkę! W momencie kradzieży z kieszeni wypadł mi krzyżyk i stwierdziłem, że zginął mi różaniec poświęcony w Krakowie...w kościele s. Faustyny.

   Natomiast dzisiaj, gdy opracowuję ten zapis (15.11.2015) po Eucharystii „spojrzał” krzyżyk na szyi s. Faustyna. To zawsze oznacza czekające mnie przejściowe cierpienie. Nic wielkiego się nie stało, ale zepsułem połączenie internetowe i ukruszył mi się ząb.

   Pan zaprowadził mnie do obcego gabinetu stomatologicznego, gdzie właśnie ktoś się nie zgłosił, a wszędzie są odległe terminy. W tym ciągu sprawdziłem gaśnicę, trafiłem do fryzjera, a pracownik stacji benzynowej nauczył mnie wyrównywać powietrze w oponach (trzeba to czynić...co miesiąc). Dla wszystkich z którymi się zetknąłem prosiłem Boga o błogosławieństwo.

   Z radości wróciłem na Mszę św. wieczorną, którą zawsze ofiarowuję Matce Bożej. Teraz, gdy opracowuję ten zapis (2017) na nabożeństwie majowym - po wielokrotnym „patrzeniu” obrazu św. s. Faustyny - poprosiłem, aby przekazała Bogu Ojcu podziękowanie dla wszystkich, którzy mi pomagają.

                                                                                                                             APEL

*Źródło: ks. Marian Polak, Kochaj i rób, co chcesz, Petrus, Kraków 2011, s. 59.