Tuż po wstaniu serce uciekło do Boga Ojca, a na ten moment z radiowej Mszy św. popłyną słowa kapłana o cudzie uzdrowienia Tobiasza, który stracił wzrok (zaćma) oraz śpiew Ps 146[145] o Panu naszym, który uzdrawia ociemniałych, dźwiga poniżonych, uwalnia uwięzionych, ochrania wdowę i sierotę, a występnych kieruje na bezdroża.

   Nasze uzdrowienie kojarzy się z ciałem fizycznym, a znam to pragnienie z gabinetu lekarskiego. Przypomnę, że zdrowie ma trzy poziomy: 1. duchowe (nawrócenie i życie z Bogiem) 2. psychiczne, które jest zjednane z duchowym 3. fizyczne traktowane jako najważniejsze...

   Cóż dałoby moje zdrowie fizyczne bez nawrócenia (łaski wiary)! Grzeszyłbym do końca, przeskakiwał z partii do partii...na pewno zostałbym odznaczony i miał dobre stanowisko, a podczas spokojnej starości byłbym ogólnie szanowanym działaczem lub radnym.

    Moje życie zakończyłby piękny pogrzeb z tłumem niewierzących, ale praktykujących, ponieważ większość ludzi traktuje zjednanie z Panem Jezusem w Eucharystii jako przyjęcie zwyczajowego "opłatka". Tak też jest wśród chrześcijan (Ewangelicy, neokatechumeni, itd.), bo ten Cud Ostatni traktuje się jako pamiątkę Ostatniej Wieczerzy!

    Widzieliśmy to podczas pożegnania prof. Bartoszewskiego na Mszy św. zorganizowanej przez pełnych obłudy (PO) z ostentacyjnie „wierzącym” preziem Bronisławem Komorowskim i brylującą tam Ewą Kopacz (dr Ewuś). Nie wiem czy przystąpiła do Eucharystii, co - przy jej zakłamaniu - nie byłoby czymś dziwnym.

    Większość ludzi pragnie zdrowia ciała oraz tego życia i „spokojnej starości”. Jak możesz mieć spokojną starość bez nawrócenia i życia ze zwichniętym sumieniem, a często kłanianiem się bożkom władzy i kłamstwa.  

    Na Mszy św. porannej Eucharystia stała się „manną z nieba”, a ja zacząłem wzdychać, chwyciłem twarz w dłonie i tak chciałbym trwać na wieki wieków.

   W tym dniu uległem pokusie i niepotrzebnie szukałem zakładu malarsko-blacharskiego (naprawa rdzewiejących progów samochodu). Nawet spóźniłem się na nabożeństwo do Serca Pana Jezusa. Wielka jest nasza nędza, bo widziałem kuszenie, ale „zagapiłem się”, że dzisiaj jest piątek.

    Podczas Mszy św. wieczornej ofiarowanej zawsze Matce Pana Jezusa przepraszałem, a po Eucharystii znalazłem się pod obrazem Pana Jezusa Miłosiernego na tle świecącego krzyża. Nie mogłem się ukoić, wyjść z kościoła, ciężko wzdychałem i zostałem całkowicie przemieniony. Później siedziałem pod krzyżem Pana Jezusa i było mi przykro, że tak dałem się omotać szatanowi.

   W TV Trwam trafiłem na film „Cuda Jezusa” i moment spuszczenia - porażonego po złamaniu kręgosłupa szyjnego - wprost przed Zbawiciela (przez otwór w dachu), który powiedział: „weź swoje łoże i chodź”.

   Popłakałem się, bo tak właśnie uzdrowił mnie Pan Jezus, ale ten cud nie był widoczny dla innych. Tylko ja wiem o tym i teraz to rozgłaszam…

                                                                                                                           APEL