Wczoraj psalmista wołał (Ps 95): „Kiedy Bóg mówi, nie gardź Jego słowem”. Dzisiejsze świadectwo wiary zacznę od pytania: jak Bóg mówi do nas i jak w praktyce usłyszeć Jego słowo oraz zrealizować?
Spałem 4 godziny, ale po przebudzeniu wiedziałem, że mam być na Mszy św. o 6.30. Płynie „Anioł Pański” i wołanie „za nawracających się w chwili śmierci”. Padłem w ławkę kościelną, skończyłem modlitwę, a serce zalała radość z posłuszeństwa.
Nawet zacząłem śpiewać z ludem Ps 81: „Ja jestem Bogiem, słuchaj głosu mego. /../ Wołałeś w ucisku, a Ja cię ocaliłem. /../ Nie będziesz miał obcego boga, cudzemu bogu nie będziesz się kłaniał. Jam jest Pan, Bóg twój /../”...
Św. Hostia sprawiła odejście słabości ciała. W wielkim uniesieniu wracałem do domu. Nie wiedziałem jeszcze, że to faktycznie był czas słuchania Głosu Boga. To delikatne natchnienia, pewność, że to, co czynisz jest dobre i zgodne z wolą Boga Ojca.
Jak ocenić, że tak jest? Zawsze wyraża to pokój i radość w duszy. Tego nie da się opisać, ale nowoczesną techniką komputerową można dokonać animacji ciała i duszy z łącznikiem (mózgiem).
Zgodnie z wolą Boga Ojca miałem trafić na drogę krzyżową do mojego kościoła. Zły podsunął pomysł wyjazdu do parafii rodzinnej, gdzie o 20.00 miała rozpocząć się droga krzyżowa na ulicach miasta. Ja byłem niewyspany, a podczas prób drzemki budziły mnie kurcze mięśniowe.
Nie posłuchałem i postanowiłem wyjść wcześniej i modlić się, ale przeszkadzał, bo spotykałem znajomych i gadałem. Na początku nabożeństwa wprost pchał mnie do „dawania świadectwa” czyli pójścia z ministrantami, bo wiedział, że doznam całkowitego rozproszenia.
Wszystko wyjaśniło się, po padnięciu na kolana w ławce z której „patrzył” Bóg Ojciec ze sklepienia kościoła oraz malowidło ścienne „Golgota” z Panem Jezusem na krzyżu. Niespodziewanie wielkie uniesienie zalało moje serce. Wprost zostałem urzeczony i zamarłem jak święty na obrazach ze złożonymi pobożnie dłońmi.
Nawet pomyślałem, że wrogowie wiary mogą kiedyś opisać moje podłe życie (inwigilacja) jako dowód na to, że taki nie może zostać świętym. To głupota duchowa...wprost od diabła, który wie, że rzadko ktoś jest świętym od urodzenia.
Ja piszę to, co czuję w tej chwilce i nie obchodzi mnie zarzut wszelkiej maści teologów świeckich, że to pycha. Jak można określić pychą pragnienie bycia dobrym, doskonałym, a tu świętym. Przecież to zadanie dla każdego.
Przypomniał się sen w którym byłem na placu Okręgowej Izby Lekarskiej, gdzie właśnie teraz trwają obrady rady lekarskiej. [ Trafiłem na „majdan lekarski”, gdzie zobaczyłem trupy zawinięte w prześcieradła i dwa razy mignęła postać wiceprezesa OIL Konstantego Radziwiłła, który mnie skrzywdził, ale udawał, że nic się nie stało. To jakiś przełom w mojej sprawie, bo w oszustwie zawsze pojawia się postać Jacka Kubiaka zmarłego Wiktora Majchra. Te trupy to faktycznie zmarli, a także Krzysztof Makuch, który całkowicie odpadł w wyborach, Andrzej Włodarczyk stracił stanowisko dyrektora IR oraz smętny los Mieczysława Szatanka, który po prezesowaniu nie będzie mógł się odnaleźć.]
W zawołaniach przekazywałem różne cierpienia Pana Jezusa w intencji kolegów i poprosiłem, aby ich objął, odmienił oraz wyrwał z rąk bestii.
Ponowna św. Hostia zwinęła się i rozpłynęła w ustach. Nie mogłem wyjść z kościoła i pozostałem na Mszy świętej. Tak było mi dobrze i chciałbym, aby to uniesienie duchowe z poczuciem obecności Boga Ojca trwało do końca życia. Czy to była nagroda za moje posłuszeństwo?
Serce zalało wielkie pragnienie dawania świadectwa i wracając ze starszym panem trafiłem na znajomych, którzy byli w podobnym stanie, ale po alkoholu. Musiałbyś zrobić film z tej godzinnej ewangelizacji ławeczkowej, ale opiszę ją w innym miejscu, bo jest dowodem na to, że Bóg Ojciec pamięta o wszystkich Swoich dzieciach... APEL