Męczeństwo Szczepana

   Ktoś może być ciekaw jak Pan Jezus przychodzi do mnie? U mnie nie są to spotkania bezpośrednie...tak jak u s. Faustyny. Nigdy nie miałem nawet takiego pragnienia, bo jestem całkowicie niegodny tego!

   Wczoraj, późnym wieczorem spróbowałem małą ilość wina...tak jak czynią to zawodowi degustatorzy (kiperzy). W tym momencie napłynęła bliskość Pana Jezusa, a ja wiedziałem, że jest to zdarzenie duchowe, bo popłakałem się i ciężko wzdychałem...”Jezu! och Jezu!” Zrozumiałem to dopiero następnego dnia, bo czerwone wino jest symbolem męczeństwa Zbawiciela.

   Podczas przygotowywania się do Mszy św. w ręku znalazł się wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego, który podarowała mi znajoma katechetka. Natomiast teraz, w środku nocy (03.10.2017) ból zalał serce, bo przede mną znalazł się kadr z filmu „Syn Boży”...Zbawiciel niosący krzyż w koronie cierniowej (reż. Christophera Spencera z 2014 r.).

 Opóźnienie edycji tego zapisu jest wynikiem uszkodzenia strony przez tego, który ją zakładał...”cybusia” kręcącego się przy „władzy ludowej”. Dobrze, że Pan wywrócił Pełnych Obłudy adorujących Oszusta, który małpuje Najwyższego.

   Wówczas i teraz moją duszę zalała wielka tęsknota za Chrystusem. To cierpienie rozumie dziecko tęskniące za ojcem, który wyjechał za chlebem. Na ten moment w ręku mam karteczkę z moim zapisem, że Pan Jezus wie o mnie, bo szuka dusz-ofiar! Tego nie można wyrazić żadnym słowem, bo to, co - przeżywamy jako ludzie lub zwierzęta - jest namiastką mojego cierpienia, które trwa w bolesnych błyskach.

   Dziwisz się, że piszę także o cierpieniu zwierząt, ale przypomniała się suka z małymi, która przybiegła pod moje okno na dyżurze w pogotowiu i z jękiem pokazała, że ktoś zabrał jej szczenię...maleństwa piszczały razem z nią!

   Wszedłem do garażu i popłakałem się z powodu łaski posiadania samochodu, bo w tym stanie mogę pojechać do kaplicy Miłosierdzia Bożego. Moje serce zalała wszechogarniająca Miłość Boża, a niechęć do spotykanych ludzi zamieniła się w wielką miłość...można powiedzieć, że odpowiadam za ich zbawienie i jesteśmy „jedno”.

   Takie zbliżenie się Boga Ojca sprawia całkowitą przemianę człowieka cielesnego w duchowego. Nagle unosisz się ponad to wszystko, co jest „bardzo ważne” dla ciała, bo liczy się tylko Miłość Boża i nasze zbawienie. To napływa falami i wówczas krzyczysz w sercu z powodu tęsknej miłości: „Jezu! Jezu! mój Jezu!”, a łzy zalewają oczy!

   Najlepiej zrozumiesz to na fakcie...śledzący mnie to „mój ochroniarz”, a ja jestem jego „małym zbawicielem”. Jadę b. wolno i wszystkim spotykanym kłaniam się w prawdziwym uniżeniu. Ja nie piszę tego jako wspomnienia po latach, ale „tu i teraz”. 

   Teraz stoję przed kaplicą z krzyżykiem z Fatimy w ręku, a w tym czasie lecący samolot zostawił smugę...do Nieba! ”Och! Jezu mój”. Poprosiłem o błogosławieństwo dla tego pilota i jego ochronę. Zawołałem do bł. ks. J. Popiełuszki i św. Szczepana oraz do wszystkich męczenników, aby otoczyli mnie kordonem i prowadzili, bo pragnę dawać świadectwo o prawdzie naszej wiary.

   Z płaczem szedłem do Eucharystii, a kolęda „Jezus Malusieńki” rozrywała serce. Przed zjednaniem z Panem Jezusem padłem na kolana i przeżegnałem się. Jeden z kolegów lekarzy - z którym grałem w pokera - widział w tym „aktorstwo”, bo tak czynią tylko udający wiernych...po kursach „religijnych”.

    Św. Hostia unosiła się i rozpłynęła w ustach. Nie mogę zrozumieć dlaczego wierni „jedzą” (gryzą z trzaskiem) ten Cud Ostatni, który znosi tęsknotę duszy za Bogiem. Nie mogłem wstać z kolan, gdy wszyscy już dawno siedzieli w ławkach…

                                                                                                                              APEL