opracowano 19.08.2014 g. 4.00

   Wstałem o 5.00 i wodą święconą od bł. s. Faustyny wykonałem znak krzyża na czole i przeczytałem ułożone przeze mnie: „Modlitwy poranne"...jakże są piękne! Przed wyjściem do kościoła pocałowa­łem spracowane ręce żony.

    Dzisiaj jest posiedzenie  Sejmu RP, a to oznacza postawienie patriotów na  nogi, bo podejrzane jest moje wyjście na Mszę św. o 6.00, a także zastępstwo kolegi w oddziale wewnętrznym o 7.00 (płacą od 8.00). Nikt tak nie czyni, a poświęcanie się jest źle widziane przez okupantów, bo co takiemu zarzucisz?

   Wyjeżdżasz, a wita cię dyżurny „garażowy”...zawsze inny! Każdy róg obstawiony „torbaczami"...stoi taki z siateczką plastikową i udaje, że rozmawia w grupce, a w pracy czeka na ciebie prawie w drzwiach, przelatuje i coś markuje.

    Dodatkowo podejrzane są moje modlitwy (ucieczka w samotność), zapisywanie przeżyć oraz chowanie tego, co czytam. To wywo­łuje niepokój u „dyżurnych”, a moje  serce zalewa ból, bo czynią to współpracownicy i często bracia w wierze. 

  Przykro mi, bo śledzenie prawych Polaków obowiązuje nadal...mimo, że Trybunał Konstytucyjny zabronił tego niecnego procederu. Władza wpadła w obłęd, a koledzy psychiatrzy muszą rozpoznawać w takich wypadkach urojenie prześladowcze!

    To sprytna sztuczka w której uczestniczą przebrani za lekarzy, bo sprzedawczyków mamy wszędzie. Szczyty władzy lekarskiej obsadzono agenturą wpływu i nic nie zrobisz. Mówiąc językiem biblijnym: ohyda spustoszenia! Wieczorem, po sygnale „poczytaj Biblię” św. Paweł wyjaśni mi, że człowiek cielesny będzie występował przeciw człowiekowi duchowemu! Ja jestem tego przykładem.

    Zły w kościele zalał mnie pustką w sercu! To straszna broń. Każdemu podpowie coś innego i zgubi! Dopiero słowa Jana Chrzciciela czyli świadectwo o Panu Jezusie wywołały łzy. Po św. Hostii usiadłem w wielkim pokoju serca i nie mogłem otworzyć oczu, a właśnie było wystawienie Monstrancji. Tak mi dobrze, ale w sekundowych snach pojawiały się potwory.

  Zły kusił, aby w wielkiej wichurze „zapalić lampkę" pod krzyżem, a muszę zrobić obchód w oddziale wewnętrznym i w przychodni jestem sam. To sprytna próba zakłócenia pokoju duszy po Eucharystii.

    Udało się zrobić obchód i wszystko załatwić w przychodni. Dzisiejszy dzień pracy (mimo nawału) przebiegał w wielkim pokoju i radości. Namówiłem rodzinę umierającej na raka (modliłem się, aby pojednała się z Bogiem), aby nie zabierali jej do odległego szpitala, bo na końcu naszego życia trwa bój ostatni...o duszę!

    Wytłumaczyłem im, że to typowa za­grywka złego, który „zaczyna wozić umarlaka”, aby odciągnąć chorego od Sakramentu Pojednania! Chorej powiedziałem kilka słów o Matce Bożej i życiu wiecznym. Udało się, pacjentka została u nas, a okazało się, że miała pogmatwane życie (brak ślubu).

     O godzinie 15.00 podczas odmawiania "Wyznania wiary" uwagę przykuły słowa: „zamęczony także dla mnie i dla mojego zbawienia” (w mojej modyfikacji). Podjechałem pod "mój" krzyż, a tam stoi radiowóz policji.

    Nie załamałem się, wyszedłem z zapaloną lampką i postawiłem na krzyżu, a radość zalała serce. Przypomniało się poranne świadectwa Jana Chrzciciela o Panu Jezusie! Te drobne zejścia faktów stają się moją codziennością.

     Z Nieba pomagają w małych sprawach, bo posłuchałem natchnienia, aby umyć i odkurzyć samochód, a zamiana kolejek uchroniła mnie od wyjazdu do umierającej. Zerwano do niej kolegę, który mruczał: „po co?...co chce mieć komfort umierania”?

      Powiedziałem do niego, że Bóg Ojciec dał mu dar pomagania także umierającym. Pomogło, bo  wstał  bez słowa i pojechał! Sam pali papierosy i nie wiadoma co z nim będzie za jakiś czas.

   W pogotowiu pojawiły się paczki z darami...dla biednych, ale to wszystko trafia do ludzi PRL-u, a zachłanność bar­barzyńców jest wielka. Tutaj dali resztki. Cóż, wszyscy jesteśmy słabi...mnie spodobały się wełniane skarpety. Przymierzyłem, ale było wielu chętnych...położyłem bez żalu w sercu i odszedłem.  

    Modlitwy wieczorne odmówiłem w czasie wyjazdu karetką...latarką świeciłem w walizce, a dzisiejszy post przekazałem Bogu Ojcu...                                                     APEL