Prawie 6 lat trwa bój duchowy z kolegami z Izby Lekarskiej, którzy nie przestrzegają podstawowych obowiązków funkcjonariuszy publicznych. Zamiast stać na straży stanowionego prawa udają komisarzy-teologów i psychiatrów-jasnowidzów. W tym czasie uczestniczą w Mszach świętych ku czci własnej.

    Wczoraj napłynęło natchnienie, aby opracować wszystkie wizyty u kolegi psychiatry Jerzego Ścisło, bo uważano, że nigdzie się nie zgłaszałem. Kolega zbywał mnie, ponieważ korporacja „specjalistów od głowy” stoi mocno...podpierana przez reżim tworzący w swojej obronie psychuszki. 

    Spałem krótko, ale udało się wszystko opracować, a w kościele wzrok zatrzymało porysowane podczas „odnawiania” kościoła malowidło ścienne „Golgota”. Proboszcz wszystko zaczął od przybudówki do domu plebana, a następnie malowano w pośpiechu...także podczas trwania Mszy świętych. Ostrzegałem, bo tego Bóg nie błogosławił i skończyło się upadkiem konserwatora, który mógł się zabić.

    Później wszystko zakurzono wymieniając część dobrej posadzki na „nową”, a założone ogrzewanie wysuszyło i zepsuło wyremontowane właśnie organy. Jest tablica o „Golgocie” naszego narodu, ale zabrakło odwagi na wspomnienie o wywózkach na Wschód ze słowem Katyń. Wszystkie obrazy są w renowacji, ale zapomniano o ołtarzu i Tabernakulum!

    Tak jest, gdy działasz wg „dobrych natchnień” od demona, a to wyklucza błogosławieństwo Boga! To wg mnie także „kara” za brak wody święconej, której nigdy nie było...nawet wymiana kropielnic nic nie dała, bo nasz kościelny nie powinien pełnić tej zaszczytnej funkcji.

    Po odczycie intencji zawsze dziwi mnie duchowość zdarzeń. Są to fakty z codziennego życia w których Bóg „mówi” do mnie. Każdy z nas wie, że „oczko w kartach” to szczęście...tak jak znaleziony grosz, a gołąbek oznacza pokój, itd. Istnieje przecież język migowy, grypsera i różne slangi.

    Racjonaliści, ateiści oraz wrogowie Boga i psychiatrzy nie rozumieją alegorii. Przypomniał się moment podpisywania przez Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego. Nie odczytał wówczas znaku Boga, bo zawiodło najlepsze pióro świata!                                                                       

    Ja natomiast nie posłuchałem zalecenia, że pismo mam wysłać ”listem elektronicznym”...po poprawieniu w spokoju. Niepotrzebnie pojechałem do przychodni, zmarnowałem czas i pieniądze oraz straciłem pokój w duszy. Ból zalał serce, bo działałem wg woli własnej. Napłynęła bliskość Pana Jezusa i padłem na dwa kolana przed Eucharystią. 

    Do tej intencji pasuje zapis z dnia 08 stycznia 2013 roku, gdy przygotowywałem się jak obecnie do przesłuchania przez Nieświętą Inkwizycję w której uczestniczył prof. Marek Jarema, nadzorca psychiatrów.

    Przed spotkaniem otrzymałem wiele - wyproszonych w modlitwie - natchnień duchowych:

a) kapłan po spowiedzi zalecił mi otwarcie Biblii, gdzie trafiłem na słowa, abym w obecności możnych "nie zapomniał się w ich obecności i /../ z przyzwyczajenia jakiegoś głupstwa nie popełnił /../”. Syr. 23, 13-14  

b) napłynęła scena spotkania Zbawiciela z Herodem, który chciał zobaczyć „króla”...mam zachować godność.

c) cały czas miałem trzymać krzyżyk i różaniec w ręku...jak ks. Stanisław Małkowski podczas rozmowy z Elizą Michalik w „Super Stacji”.

d) do dokumentów włożyłem cudowny wizerunek św. Michała Archanioła

e) Eucharystia zawinęła się na języku, co oznaczało, że mam "zachować milczenie”! 

    Niestety zapomniałem o wszystkim i wdałem się w bójkę słowną z groźnymi przeciwnikami Boga i wiary. Pan profesor dodatkowo pomylił „badanie” z egzaminem studenta i zapytał mnie: co to jest natchnienie. Chodziło o to, abym mówił o natchnieniu Bożym, bo wg niego nic takiego nie istnieje!

    Dobrze, że nie doszło do rękoczynów...                                  APEL