Na środku sali chorych leży umierający pacjent, bo w oddziale nie ma wolnej izolatki...jest cały żółty i nieprzytomny. Przebaczyłem mu w myślach...jego wierność w służbie władzy ludowej.
-
Chyba go tu nie zostawią na noc...mówi chory do chorego.
-
Chyba nie.
Po krótkim czasie przeszedł na drugą stronę życia. Żal mi go, bo do końca nie odnalazł Pana Jezusa! Na korytarzu siedzi starsza i smutna chora, która dotychczas była pogodna. Przekazałem jej, że musimy wyjaśnić chorobę płuca (niejasna cysta z płynem).
-
Niech pani zje śniadanie i później się martwi!
-
E tam...
-
Sama pani mówiła, że choroby wchodzą na starszych...jak koza na drzewo! Uśmiechnęła się.
Dzisiaj są imieniny mojej matki, a ja jeszcze nie wiem, że jest to także dzień ojca ziemskiego! W szumie imieninowym musiałem zamknąć oczy, a myśli uciekły do Pana Jezusa, ponieważ brakuje tutaj męża siostry, który zginął w wypadku. Poprosiłem Zbawiciela o jego wsparcie.
Życie jego było błyskiem. Najgorsze jest to, że przepowiednie jakieś wróżki sprawdziły się...miał umrzeć, później narodzi się syn, a jego żona (siostra) ułoży sobie życie (tak się stało). Ja wówczas wierzyłem w błędny determinizm: „co ma być to będzie”...
Zawsze była dobra, starała się...teraz jest prawie niewidoma. Szkoda, że tkwi w świecie materialnym, a ja nic na to nie mogę poradzić. Wróciliśmy do domu, żona wywołała sprzeczkę (ten „dar” zniknie jej po latach)...odepchnąłem córkę, a ona wręczyła mi kwiaty z okazji dnia ojca!
Dzisiaj, gdy to edytuję 23 czerwca 2018 r. będę za duszę matki na dodatkowej Mszy św. wieczornej...
APeeL